Rewolucyjny pomysł na powrót piłkarzy na boisko ma prezes Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski. Ekstraklasa miałaby wrócić do gry po tym, jak piłkarze przejdą kwarantannę, a później zostaną poddani testom na obecność koronawirusa. Wszystkie drużyny zamieszkałyby w izolacji w kilku hotelach.

Pomysł brzmi wręcz abstrakcyjnie i wydaje się być niezwykle ambitnym przedsięwzięciem. Pytanie, czy potrzebnym w obliczu epidemii, która już teraz zmusiła do kwarantanny dziesiątki tysięcy Polaków. Jak usłyszałem jednego ważnych piłkarskich działaczy, samego podjęcia inicjatywy nie można krytykować. I rzeczywiście nic dziwnego, że podejmowane są próby ratowania klubowych budżetów. Rozmawiać zawsze warto, ale w tym wypadku wydaje się, że na rozmowach jednak się skończy. 

"Rozwiązania minimalizujące straty i dające nadzieję na przeżycie to odpowiedzialna postawa" - napisał na Twitterze były piłkarz Cezary Kucharski, który także jest zdania, że zgłaszanie pomysłów trudno krytykować.

W kilku klubach Ekstraklasy usłyszałem, że podczas czwartkowej wideokonferencji prezesi zespołów chętnie poznają wszystkie szczegóły niecodziennego projektu i dopiero wtedy się do niego odniosą. Trwa więc oczekiwanie.

Trener Jan Urban uważa, że nie ma na co czekać. Szkoleniowiec, który przechodzi obecnie kwarantannę uważa, że próby powrotu na boisko w ogóle nie mają sensu. "Najważniejsze jest zdrowie. Po co teraz myśleć o piłce? Środki, które musiałby zostać przeznaczone na realizację tego planu lepiej wydać na walkę z koronawirusem" - usłyszałem od byłego opiekuna Lecha Poznań czy Legii Warszawa.

Pomysł Michała Świerczewskiego przewiduje działania na bardzo dużą skalę. Piłkarze oraz sztaby trenerskie klubów Ekstraklasy musieliby przejść 14-dniową kwarantannę, po której zostaliby poddani testom na obecność koronawirusa. Te zostałby zakupione na wolnym rynku, by nie obciążać służby zdrowia. Następnie zawodnicy wszystkich drużyn mieliby zostać skoszarowani w kilku odizolowanych hotelach. Kwarantanna i testy musiałby czekać także pracowników tych hoteli i wszystkie osoby niezbędne do przeprowadzenia meczów. Te rozgrywane miałyby być na kilku stadionach w jednym regionie kraju. Kibice spotkania mogliby oglądać w telewizji. 

Pytań jest wiele. Już skala koniecznej kwarantanny oraz późniejszych testów jest ogromna. W grę wchodziłyby grubo ponad 300 piłkarzy. Do tego kolejne setki osób - trenerzy, masażyści, fizjoterapeuci, sędziowie, osoby niezbędne do przeprowadzenia transmisji telewizyjnych. Czy warto grać za wszelką cenę, gdy wszyscy powinniśmy siedzieć w domach i czy mimo nawet najbardziej rygorystycznych środków można piłkarzom zapewnić pełnie bezpieczeństwa? Mam duże wątpliwości, choć rozumiem chęć poszukiwania rozwiązania.

"Na pewno kluby muszą szukać oszczędności. Rozsądne byłoby negocjowanie kontraktów z piłkarzami" - powiedział mi Jan Urban. Tą drogą idą już czołowe kluby Europy. Bayern Monachium poinformował o zmniejszeniu wynagrodzenia piłkarzy o 20 procent. Podobne rozwiązanie ma zostać wprowadzone w Borussii Dortmund. Wczoraj o porozumieniu dotyczącym rezygnacji z miesięcznej pensji poinformował Anderlecht Bruksela. 

Opracowanie: