Po sześciomiesięcznej odysei po morzach świata, ostatni wycieczkowiec przewożący pasażerów zawinął do swego docelowego portu - podaje CNN. Ośmiu gości mogło zejść na ląd, by na własne oczy zobaczyć, jak zmienił się świat z powodu pandemii koronawirusa.

Statek MV Artania zawinął w poniedziałek do portu w Bremerhaven w Niemczech, kończąc swój epicki rejs. Po drodze wycieczkowiec wielokrotnie musiał zmieniać trasę, szukając portu, do którego mógłby zawinąć.

Statek z 1200 pasażerami wypłynął z Hamburga w grudniu ubiegłego roku. Rejs wokół świata miał trwać 140 dni. Wszystko przebiegało dobrze aż do marca, kiedy to zawinął do Fremantle w zachodniej Australii. Służby sanitarne tego kraju przeprowadziły badania przybyszów i stwierdziły, że 36 podróżnych jest zakażonych koronawirusem. Umieszczono ich w tamtejszych szpitalach.

Troje zakażonych, niestety, zmarło. Było to dwoje turystów w podeszłym wieku i członek załogi. Wobec pozostałych przybyszów zarządzono kwarantannę na pokładzie Artanii.

Do końca marca większość pasażerów zdecydowała się wrócić do macierzystych krajów. W większości byli to turyści z Niemiec. Jednak ośmioro nie zgodziło się na podróż lotniczą. Nastąpiła kuriozalna sytuacja - potężny wycieczkowiec musiał odwieźć ich do Niemiec.

Artania opuściła Australię w drugiej połowie kwietnia. Po drodze musiała zmienić zaplanowaną trasę, by umożliwić części załogi zejście na ląd. Statek popłynął więc do Indonezji i Filipin. Na pokładzie jednostki pozostało 75 członków załogi, niezbędna liczba do zapewnienia bezpiecznego rejsu do portu docelowego. Tę podróż dokumentował w portalu społecznościowym kapitan statku Morten Hansen Fanseite, który wcześniej był jednym z bohaterów niemieckiego reality show poświęconego życiu na wycieczkowcach.

Opracowanie: