"Poplista na koniec świata" miała po raz pierwszy w historii RMF FM spróbować podsumować to, co najważniejsze dla naszych słuchaczy - mówi długoletni dziennikarz muzyczny RMF FM Darek Maciborek.

Robert Kalinowski: Na 21 grudnia zapowiedziano koniec świata, ale paru moich ulubionych wykonawców zapowiedziało też wydanie nowych płyt po tym terminie. Dla mnie to oznacza, że końca świata nie będzie.

Darek Maciborek: Nie wierzę do końca w przepowiednie Majów czy Nostradamusa, wierzę w zdrowy rozsądek jakiegoś elementu, który może różni, pod różną szerokością geograficzną, ludzie nazywają Bogiem, Jahwe, zrządzeniem losu, siłą wyższą. Wszystko, myślę że łącznie z show biznesem ma jakiś początek i koniec i czemuś służy.

Niedawno Rolling Stonesi wydali swoją nową płytę, wprawdzie tam są chyba tylko dwa nowe nagrania, ale tak sobie myślę, że to jest taki zespół, o którym można powiedzieć, że oni to będą chyba grali do końca świata, albo może i o jeden dzień dłużej, jak mówi Jurek Owsiak.

No zdecydowanie. Można się spodziewać, że Rolling Stonesi nigdy się nie zestarzeją. Oni są elementem światowego zrządzenia, jakim jest show biznes i światowa popkultura.

Przyznasz, że przywiązujemy wagę do do tej daty 21 grudnia, związanej z kalendarzem Majów. Ty też w związku z tym zorganizowałeś u nas na antenie dużą zabawę pod hasłem "Poplista na koniec świata" i właśnie niedawno ogłosiłeś hucznie wyniki tej zabawy. Zaskoczony byłeś rezultatami?

Myślę, że "Poplista na koniec świata" miała po raz pierwszy w historii RMF spróbować podsumować to, co najważniejsze dla słuchaczy RMF FM, bo nigdy do tej pory w taki sposób się nie wypowiadali. Zaskoczeń było co nie miara. Na pewno w czołówce kategorii "artystka zagraniczna wszech czasów", czy "płyta zagraniczna wszech czasów", zaskoczeniem było pojawienie się Adele na trzecim miejscu. Nie można jednak zapomnieć o tym, że ta artystka wydała tylko dwie płyty i od razu stała się ikoną swojego gatunku w rozumieniu światowym. Nie wymagajmy od artystów stworzenia katalogu The Beatles czy Rolling Stones, żeby wejść do "wielkiego panteonu największych", bo Jimmy Hendrix też nie nagrał trzydziestu płyt.

Zobacz wyniki plebicytu Pop lista na koniec świata

Pamiętajmy też, że zawsze słuchacze czy czytelnicy, uczestnicy tego typu zabawy, najbardziej pamiętają o rzeczach, które się właśnie zdarzyły,  o rzeczach, które  dopiero były bardzo popularne. Pamiętam takie plebiscyty w latach 90-tych, kiedy popularny był w Wielkiej Brytanii tak zwany "britpop". Wtedy dla Brytyjczyków najpopularniejsi byli Blur, czy Oasis, prawda?

Zgadza się. Tylko, że za popularnością idą dowody. To po pierwsze. Obecność ludzi na koncertach, obecność nagrań na światowych listach przebojów i też obecność na półkach sklepowych i wyniki sprzedaży płyty. To świadczy o popularności. Poza tym też pewnie jest jakaś warstwa artystyczna. Ludzie zderzają to, co się dzieje obecnie z rzeczami, które są kultowe i klasyczne. Oprócz Adele nie zapominają, tutaj mówię o słuchaczach RMF FM, o artystach kultowych, którzy są w naszej świadomości przez ileś lat, natomiast nie istnieją już z nowym materiałem.  Mowa tu i o Hendrixie czy o "Thrillerze" Michaela Jacksona. Przecież "Thriller" ma już trzy dekady, a ludzie jednak o tym ciągle pamiętają.

Czy w Polsce o Czesławie Niemienie...

Pamiętają zarówno o Niemienie czy o Republice, ale bardzo doceniają, i to też pokazały nasze badanie popularności tego, co chciałbym wziąć na koniec świata ze sobą, muzykę artystów młodych. Brodka pojawiła się w pierwszej dziesiątce, pojawiła się Kasia Kowalska, czyli warto zastanowić się czy one nie zostały przez ostatnie dwie dekady zakwalifikowane do osób, które tworzą naprawdę to, co najważniejsze dla polskiej popkultury.

Na koniec chciałbym, żebyśmy porozmawiali o Twoich wyborach. Określenie "koniec świata" ma kilka znaczeń. Zresztą, wy też nawiązaliście do tego określenia, które mówi o tym, że "koniec świata" to jest gdzieś daleko, gdzie zabierzemy te swoje ulubione  płyty, gdybyśmy tam wyjeżdżali.

Moja definicja tego całego plebiscytu była taka: "wybierz płyty, zastanów się nad płytami, które musiałbyś, które musisz poznać, zanim opuścisz miejsce, w którym można je słuchać." Osobiście, kiedy już zebrałem wszelkie za i przeciw, to zwykle na pierwszym miejscu, w grupie zagranicznych wykonawców wszech czasów, stawiałem Led Zeppelin ze względu na doznania artystyczne, na kunszt, na walory tego, co stworzyli. To podpowiadał mi rozum, a moje serce zagwarantowałem dla grupy, za którą dałbym się pokroić w każdym, nawet tym najsłabszym kawałku, czyli za formacją Mike'a Scotta The Waterboys.

Wiem, jesteś im zawsze wierny...

To jest moja miłość od pierwszego przesłuchania. Zadziało się z moją wrażliwością muzyczną przed laty coś takiego, że nie jestem w stanie wytłumaczyć dlaczego. Miłość od pierwszego wejrzenia.

A koncert? Tu chciałem wrócić do jeszcze jednego znaczenia tego określenia "koniec świata". Często jest tak, ze jesteś na koncercie, wychodzisz z niego i właśnie mówisz: "koniec świata", to znaczy, że doznałeś czegoś takiego, czego nie da się określić racjonalnie. Czy miałeś takie koncerty?

Ja pamiętam koncert swojego życia przed laty na ostatniej trasie Pink Floyd w podstawowym składzie. Miałem okazję oglądać go w Pradze z reperkusjami, które... z trudnościami, z wrażeniami, z przygodami, które pamiętam do dzisiaj. Nie miałem biletu, potem miałem bilet, potem mnie nie wpuszczono, potem wszedłem jakimś dziwnym wejściem i zobaczyłem tą gigantyczną, wielką kulę ze słynnymi, tak zwanymi screenami, które towarzyszyły każdej płycie Pink Floyd. Do tego nienaganna przestrzeń muzyczna, wielka świnia latająca nad artystami i absolutnie przekaz artystyczny, który jest uniwersalny, który jest ciągle aktualny. To jest koncert mojego życia, nie do zapomnienia, absolutnie.