W czasach popularności supermaratonów, triathlonu czy wielkich wyścigów kolarskich coraz częściej stawiamy pytania o granice ludzkich możliwości, granice wytrzymałości naszego organizmu, wysiłku, na który mogą sobie pozwolić sportowcy. Ostatnio dominowało przekonanie, że o wszystkim decyduje głowa. Wydaje się jednak, że to nieprawda. Przekonują o tym opublikowane na łamach czasopisma "Science Advances" wyniki badań międzynarodowego zespołu naukowców. Ich zdaniem kluczowe znaczenie mają możliwości naszego przewodu pokarmowego.

Badania energii wydatkowanej przez sportowców podczas najbardziej wymagających, długotrwałych imprez pokazują, że bez względu na rodzaj aktywności każdy zderza się z granicą, której na dłuższą metę nie jest w stanie pokonać. Jeśli wysiłek fizyczny trwa przez dni, tygodnie a nawet miesiące, nikt nie jest w stanie wydatkować energii szybciej niż 2,5 raza ponad swoje tempo metabolizmu spoczynkowego. Powyżej tego limitu organizm zaczyna rozkładać własne tkanki. W przypadku krótkotrwałego wysiłku, za jaki autorzy pracy uznają udział w pojedynczym maratonie, wydatek energetyczny może przekraczać spoczynkowy nawet 20-krotnie, w przypadku biegnących przez 25 godzin ultramaratończyków, już tylko 9-krotnie. Kolarze uczestniczący w Tour de France przez trzy tygodnie, przekraczają swoje spoczynkowe tempo metabolizmu około pięciu razy. Gdy wysiłek trwa kilkadziesiąt dni i więcej, tego tempa nie da się utrzymać. 

Ta granica pokazuje w praktyce, co jest dla nas ludzi możliwe - mówi współautor pracy, prof. Herman Pontzer, antropolog ewolucyjny z Duke University. Autorzy pracy twierdzą, że to ograniczenie naszego układu pokarmowego, który nie jest w stanie szybciej wchłaniać pożywienia i dostarczać nam kalorii. Jedzenie większych ilości pożywienia niczego tu nie zmieni. Nasz układ pokarmowy ma granicę wchłaniania kalorii, której nie może w ciągu doby przekroczyć - dodaje Pontzer.

Naukowcy badali między innymi wydatek energetyczny sportowców, którzy w ramach 2015 Race Across the USA przebiegali 6 maratonów tygodniowo przez 5 miesięcy, na liczącej 4800 kilometrów trasie z Kalifornii do stolicy USA, Waszyngtonu. Analizowali też dane dotyczące różnych innych form podwyższonej aktywności, w tym biegów na dystansie 160 kilometrów. Okazało się, że praktycznie w każdym przypadku, w miarę kontynuowania wysiłku, wydatek energetyczny sportowców spadał do poziomu 2,5 raza wydatku spoczynkowego, po czym utrzymywał się już na stałym poziomie. Co więcej, badania produktów przemiany materii w moczu uczestników 2015 Race Across the USA pokazały, że po upływie 20 tygodni maksymalny wydatek energetyczny obniżał się jeszcze o mniej więcej 600 kalorii na dobę. Jak twierdzi współautorka pracy, Caitlin Thurber, to znakomity przykład mechanizmu przestawiającego organizm na niższe obroty, by zabezpieczyć się przed przeciążeniem.

Porównanie wysiłku sportowców ciągnących ciężkie sanie podczas marszu przez mroźną Antarktydę i kolarzy uczestniczących przy upalnej pogodzie w wyścigu Tour de France pokazało, że nie ma tu istotnej różnicy. To kwestionuje wcześniejszą hipotezę, że limit wytrzymałości organizmu ma związek z samą zdolnością ciała do utrzymania stałej temperatury i wspiera teorię, że kluczem jest zdolność pochłaniania kalorii i substancji odżywczych z pożywienia. Co ciekawe, limit wydatku energetycznego dla sportowców jest tylko nieznacznie wyższy od tego, obserwowanego w przypadku... kobiet w ciąży. To oznacza, że podobny mechanizm, który powstrzymuje ultramaratończyków przed biciem kolejnych rekordów może obowiązywać w innych dziedzinach życia, choćby ograniczać przyrost wagi dziecka w łonie matki.