Kontrolerzy misji Mars 2020 w Jet Propulsion Laboratory (JPL) w Kalifornii otrzymali pierwsze dane na temat stanu helikopterka Ingenuity, zamontowanego pod pokładem łazika Perseverance, który w czwartek wylądował na Czerwonej Planecie. Wszystko wskazuje na to, że urządzenie, które po raz pierwszy w historii ma wznieść się w powietrze na obcej planecie, ma się dobrze. Ingenuity jest częścią misji, która nie ma przynieść nowych informacji naukowych. Zadaniem helikopterka, wyposażonego tylko w dwie kamery jest pokazanie, że technologia takiego małego wiropłatu może być w przyszłości na Marsie realnie i praktycznie wykorzystana.

Ingenuity składa się z samego mechanizmu wiropłatu, zasilających go baterii słonecznych i niewielkiego ładunku z elektroniką, która - oprócz wykonywania zdjęć - ma zapewnić mu łączność z Ziemią. Na razie helikopterek jest przymocowany pod pokładem Perseverance z pomocą tzw. stacji bazowej i pozostanie w tym miejscu przez 30 do nawet 60 dni. W tym czasie kierownictwo misji powinno znaleźć odpowiednio płaski teren do przeprowadzenia lotów, a łazik przenieść go w to miejsce. 

W spływających danych interesują nas głównie dwie sprawy, po pierwsze stan naładowania baterii Ingenuity, po drugie potwierdzenie, że stacja bazowa pracuje zgodnie z planem, sterując pracą ogrzewaczy, które utrzymują elektronikę helikopterka w pożądanym zakresie - mówi szef misji Ingenuity Mars Helicopter, Tim Canham z JPL. W obu przypadkach dane wskazują na to, że wszystko jest w porządku i możemy realizować kolejne punkty programu, między innymi ładowanie baterii. 

Odpowiedni poziom naładowania baterii ma kluczowe znaczenie, by po rozłączeniu z łazikiem Perseverance helikopterek mógł samodzielnie przetrwać. Ważne jest przy tym ładowanie w odpowiedniej sekwencji, by zapewnić najlepszy możliwy stan ogniw. Godzinne ładowanie zapewnia energię do poziomu ok. 30 proc. pojemności baterii, po paru dniach. Kolejna sesja ładowania ma zapewnić dojście do poziomu 35 procent. Dane z tych sesji będą przesyłane na Ziemię i tu analizowane, by zaplanować najkorzystniejszy scenariusz dalszych sesji. Ingenuity ma 6 całkiem zwyczajnych baterii litowo-jonowych, które są obecnie ładowane z radioizotopowego generatora MMRTG (Multi-Mission Radioisotope Thermoelectric Generator) zasilającego Perseverance. 

Po tym, jak śmigłowiec Ingenuity odłączy się już od łazika, będzie zdany na energię zgromadzoną w bateriach i panele słoneczne. Plan przewiduje, że jeśli będzie w stanie przetrwać samodzielnie mroźne marsjańskie noce (do -90 stopni Celsjusza), powinien mieć około miesiąca na wykonanie testowych lotów. Kierownictwo misji zakłada, że już jeden udany lot w 90 proc. wypełni stawiane przez helikopterkiem zadania, jeśli pomyślnie wyląduje i będzie nadal zdolny do pracy, planuje się, że może latać jeszcze do czterech razy. 

Jesteśmy tu na ziemi niczyjej, ale nasz zespół jest do tego przyzwyczajony - mówi MiMi Aung, szefowa projektu Ingenuity Mars Helicopter. Każdy kolejny krok od tej chwili do zakończenia lotów testowych będzie właściwie krokiem milowym, podejmowanym po raz pierwszy. Kolejne kroki muszą zakończyć się sukcesem, byśmy mogli przejść do kolejnych. Cieszymy się z dobrych wieści, ale musimy wracać do pracy - dodaje. 

Wiropłaty kolejnych generacji, bazujące na testach Ingenuity, powinny dodać nieznany wcześniej powietrzny aspekt eksploracji Czerwonej Planety. Zaawansowane urządzenia tego typu mogłyby zapewnić możliwość rozpoznania terenu, której nie dają ani sondy krążące po orbicie, ani łaziki poruszające się po gruncie. Wysokiej rozdzielczości zdjęcia mogłyby posłużyć zarówno robotycznym, jak i załogowym misjom. Latające urządzenia mogłyby też dotrzeć w miejsca niedostępne dla łazików.

Opracowanie: