"Obozowe dzieci przez lata nie mogły mówić. Nikt nie chciał ich słuchać. Wielu ludzi im nie dowierzało. Zasługują na pamięć" - mówi w RMF FM dr Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Muzeum Auschwitz. Badaczka jest autorką "Misia z obozowego koca". To zbiór opowiadań dla dzieci opartych na wspomnieniach osób, które w wieku kilku lat trafiły do Auschwitz z powstańczej Warszawy.
"Wojna z pewnością jest podobna do nocy. Znane i lubiane miejsca nagle wydają się nieprzyjazne i ponure. Trzeba znacznie ostrożniej stawiać kroki, żeby nie zrobić sobie krzywdy, nie zderzyć się z kimś albo nie wpaść w jakieś tarapaty. I tak jak po nocy oczekuje się nadejścia dnia, tak w czasie wojny wszyscy niecierpliwie wyczekują pokoju" - pisze we wstępie do swojej książki dr Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Muzeum Auschwitz.
"Teraz w Polsce nie ma wojny, więc nie musisz się bać. Ale musisz znać historię i pamiętać, co wydarzyło się Twoim pradziadkom. Ta książka ci o tym opowie" - podkreśla badaczka.
Jak powstał "Miś z obozowego koca"? Autorka jest nie tylko badaczką, która zbierała relacje byłych więźniów Auschwitz, ale także mamą. Jak przyznaje w rozmowie z RMF FM, pewnie szybciej niż inni rodzice zetknęła się z pytaniem, co wydarzyło się w obozie koncentracyjnym.
Mój syn, kiedy dowiedział się, że mama pisze książki, zapytał, jakie. Pytał, czy mu przeczytam. Wtedy padł argument, że to nie jest książka dla dzieci. Mój syn bardzo zdziwiony zapytał: "Dlaczego?" - relacjonuje dr Witek-Malicka. Zdradza też, że ta sytuacja zainspirowała ją do głębszej refleksji.
Pomyślałam sobie: dlaczego dzieci nie mogą znaleźć odpowiedzi na pytanie, kiedy jej oczekują? Jest wiele strasznych rzeczy, o których opowiadamy dzieciom. Zdarza się, że w rodzinie ktoś umiera. Wtedy dziecko musi się z tym tematem skonfrontować. Są książki na ten temat - tłumaczy w RMF FM ekspertka. Zdałam sobie sprawę, że nie mamy języka, wypracowanych społecznie narzędzi, żeby z dziećmi na ten temat rozmawiać. W odniesieniu do obozów koncentracyjnych, wojny taki język nie został wytworzony - ocenia. Jej przekonanie o trudnościach związanych z opowiedzeniem najmłodszym o doświadczeniu obozu potwierdzili byli więźniowie.
Rozmówczyni RMF FM podkreśla, że chce, by jej książka pomagała wprowadzić dzieci w szalenie trudny temat obozów koncentracyjnych. Nie w sposób emocjonalny, żeby mocno bazować na ich emocjach i nadwyrężać je. Intencją było, żeby była to pierwsza książka, z którą się zetknie dziecko pytające o ten temat i dowie się czegoś konkretnego - wyjaśnia dr Witek-Malicka.
Zebrane w książce opowiadania nie pokazują wyłącznie rzeczywistości Auschwitz. Historie małych bohaterów przybliżają czytelnikom dzieciństwo w czasie wojny, potem Powstanie Warszawskie, ukrywanie się w piwnicach i pobyt w obozie. Kończą się już po wyzwoleniu i powrocie do zniszczonej stolicy.
Bohaterowie noszą fikcyjne imiona. Inspiracją dla ich przeżyć są rzeczywiste przeżycia autentycznych osób - dzieci, które doświadczyły aresztowania i osadzenia w obozie koncentracyjnym Auschwitz po wybuchu Powstania Warszawskiego - wyjaśnia dr Witek-Malicka. Zwraca uwagę na fakt, że wspomnienia dzieci są zupełnie inne od tych, które mają osoby dorosłe.
Są często achronologiczne. To są pojedyncze obrazy, wrażenia, dźwięki, zapachy - pozbawione szerszego kontekstu. Są bardziej kolażem niż linearną opowieścią - opisuje rozmówczyni RMF FM. Stworzenie opowiadań dla dzieci wymagało przetworzenia i skonfrontowania ze sobą wspomnień różnych osób. Zdarzało się, że tę samą sytuację zapamiętywało kilka osób - każda z trochę innej perspektywy. Złączenie tych opowieści pozwalało zbudować obraz tego, co się wydarzyło, jak wyglądało doświadczenie dziecięce - dodaje.
Warto podkreślić, że w "Misiu z obozowego koca" nie ma widocznej śmierci czy przemocy. Pojawiają się różnego rodzaju eufemizmy - niektórzy po prostu nie wracają z obozowego szpitala. Inne fragmenty mówią m.in. o okropnym zapachu w obozie, ale nie dopowiadają, z czego on wynika.
Ta książka zostawia wiele furtek - rodzic sam decyduje, czy uchyli je dziecku szerzej - mówi RMF FM autorka. Zależało mi na tym, żeby ta książka nie straszyła dzieci - deklaruje.
Każde opowiadanie ma swój motyw przewodni - czasem jest nim przedmiot. Jedna z bohaterek kocha czytać książki. Są też porcelanowe kubeczki, lalka z uszkodzoną twarzą czy tytułowy miś z obozowego koca.
Przedmioty pozwoliły mi w niektórych opowiadaniach powiedzieć o tym, czego nie chciałam wyrażać wprost - zdradza autorka. Przywołuje przykład porcelanowej figurki dziewczynki, która nie przetrwała wojny.
Ważnym tematem są też w książce zabawki i próby zrekompensowania sobie ich braku przez dzieci osadzone w obozie. Historia o zbieraniu guzików jest oparta na wspomnieniach jednej z byłych więźniarek. Ona, chodząc wokół baraku, często znajdowała na ziemi guziki różnego rodzaju. One były jej skarbem. W obozowej rzeczywistości, gdzie więzień był pozbawiony wszystkiego, posiadanie czegoś własnego było bardzo ważne - zauważa dr Witek-Malicka.
Autorka "Misia..." zdradza, że w książce chciała pokazać wartości, które przekazali jej w czasie rozmów byli więźniowie Auschwitz. Chodzi np. o umiejętność cieszenia się tym, co się ma.
W opowiadaniu "Marzenie" dziewczynka wspomina, że kiedyś bardzo nie lubiła, że mama kazała jej się codziennie myć. Teraz, kiedy już się tyle dni nie myła i wszystko ją swędzi, okazuje się, że to wcale nie jest takie fajne. Cieszyłaby się, gdyby mogła położyć głowę na ulubionej poduszce - opisuje.
Kiedy można wprowadzać dziecko w tematykę obozową i pokazać mu tę książkę? Rozmówczyni RMF FM nie chce dawać jednoznacznej odpowiedzi. Podkreśla swój szacunek do decyzji rodziców.
To rodzic najlepiej zna swoje dziecko. Wie, kiedy jest ono gotowe na jaką lekturę, na jaki poziom wiedzy - deklaruje. To do rodzica zawsze powinna należeć decyzja, jak wiele można powiedzieć dziecku - zauważa.
Dr Witek-Malicka przyznaje, że na spotkaniach autorskich słyszy pytania, czy jej książka mogłaby być wykorzystywana przez nauczycieli. Moim marzeniem byłoby, żeby tak tę książkę wykorzystywać. Bardzo cieszyłabym się, gdyby dzieci zapoznawały się z tą trudną tematyką od wczesnych lat właśnie przez pryzmat historii dzieci - mówi badaczka.
Dzieci więzione w obozie przez wiele lat pozostawały w cieniu. Często słyszały, że były za małe, żeby cokolwiek zapamiętać, żeby cokolwiek zrozumieć. Ich pamięć była deprecjonowana. Zdarzało się wręcz, że we wczesnych latach powojennych, kiedy opowiadały swoją historię, słyszały, że to jest niemożliwe. Zdarzali się byli więźniowie, którzy twierdzili, że w obozie nie było żadnych dzieci - bo sami ich nie widzieli. Było to możliwe, że się z nimi nie zetknęli - wyjaśnia ekspertka z Centrum Badań Muzeum Auschwitz. Przez wiele powojennych lat historia tych dzieci była zapomniana. Do dzisiaj zdarza się, że kiedy mówi się, że w obozie były więzione dzieci, wiele osób nie ma tego świadomości - dodaje.
To, że dzieci były małe, że zapamiętały mniej, nie znaczy, że zapamiętały gorzej, że ich wspomnienia są nic nie warte. To absolutnie nie znaczy, że ich cierpienie było mniejsze niż cierpienie osób dorosłych - podsumowuje rozmówczyni RMF FM.