„Święta wyglądają tak, że mam nadzieję, że razem kiedyś z siostrą spędzę Wigilię (…). Teraz, ostatnimi laty, nie bardzo nam to pasuje jakoś. Omijamy też rozmowy o polityce, dlatego też się rzadko spotykamy. Polityka nie wypełnia całego życia, ważne są relacje rodzinne” – powiedziała w Porannej rozmowie Elżbieta Pawłowicz, siostra posłanki PiS Krystyny Pawłowicz. „To chyba nasza wspólna cecha, że obie jesteśmy bojowe – tak nas wychowali rodzice. Ojciec uczył nas patriotyzmu, odwagi cywilnej. Ja podziwiam moja siostrę, ona w jakimś sensie wykazuje się ogromną odwagą, hejt na nią jest ogromny, współczuję jej z tego powodu, ale ona sobie z tym radzi” – dodała. Była działaczka KOD odniosła się też do akcji „stypendium wolności” dla Mateusza Kijowskiego. „Pomagam z wielu powodów, choćby z wdzięczności za to, że on nas dwa lata temu poruszył. A druga ważna rzecz to to, że od dwóch lat jest przypuszczany na niego ogromny atak” – tłumaczyła Pawłowicz. „Nie wiem, jaki Mateusz Kijowski ma dług, natomiast to jest nieprawda, że on nie płaci na swoje dzieci” – dodała.

Robert Mazurek: Pawłowicz. Ta Pawłowicz?

Elżbieta Pawłowicz: Tak, ta Pawłowicz, siostra Krystyny Pawłowicz.

To jak w takiej rodzinie wyglądają święta?

W mojej rodzinie to wygląda tak, że mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy spędzimy razem z siostrą Wigilię. Tak było kiedyś. Teraz ostatnimi laty nie bardzo nam już to pasuje. Omijamy też rozmowy o polityce, dlatego też rzadko się spotykamy.

Rozmowy o polityce omijać, to rozumiem można, ale dzwoni pani do siostry? Jakieś życzenia składa?

Ależ oczywiście. Jak najbardziej, dzwonimy do siebie, składamy życzenia. Życzymy sobie zdrowia i to są takie prawdziwe życzenia.

Prawdziwe, szczere?

Prawdziwe życzenia. Ja jej życzę jak najlepiej. Ona mnie również.

To panie są jak bracia Kurscy?

Myślę, że jest to duże podobieństwo.

To - powiedziałbym - filmowa scena. To znaczy, gdyby była w filmie, to bym powiedział, że nieprawdziwe, nie może tak być. Ale jak widać, rzeczywistość potrafi wszystko napisać.   

Trzeba po prostu odróżniać, polityka nie wypełnia całego życia. Ważne są te relacje rodzinne. Na końcu drogi to one się liczą najbardziej.

Bo pani siostra, pani prof. Krystyna Pawłowicz jest bardzo bojową posłanką PiS-u, pani, mam wrażenie, równie bojową działaczką KOD-u. A w zasadzie byłą działaczką KOD-u. Nie chcę już wchodzić w te wasze organizacyjne zawiłości.

Tak, była działaczka KOD-u. To jest chyba nasza wspólna cecha, że obie jesteśmy bojowe. Tak nas wychowali rodzice, tak ojciec nas uczył patriotyzmu, odwagi cywilnej. I myślę tylko, że wektory są w różne strony odwrócone. Siostra ma w jedną, ja w drugą. To wyraźnie widać.

Ale czy to jest tak, że panie się w niczym nie zgadzają i dlatego pani wylądowała tu, gdzie wylądowała, a siostra w PiS-ie?

Politycznie obecnie, mogę powiedzieć, że w wielu rzeczach się nie zgadzamy. Bo prawdę mówiąc, ja jestem częściowo taką osobą, która by powiedziała, że jestem prawicowa. Czyli też te wartości bardzo ważne, wartości chrześcijańskie dla nie (są - red.) bardzo ważne. Myślę, że siostra też. Tylko ja inaczej rozumiem.

Tylko że pani uważa, że siostra wprowadza w Polsce faszyzm.

Ja tego nie powiedziałam, że wprowadza w Polsce faszyzm. I nie będę krytykowała w żaden sposób mojej siostry.

Nie, nie, ja wiem. A co ciepłego mogłaby pani powiedzieć o profesor Krystynie Pawłowicz?

Może nie o profesor Krystynie Pawłowicz, ale o siostrze. Musze panu powiedzieć, że ja ją podziwiam. Ona w jakimś sensie wykazuje się ogromną odwagą. Hejt na nią jest ogromny. Ja już jej współczuję z tego powodu. Natomiast ona sobie z tym radzi. Co według mnie świadczy, ze ona ma bardzo mocną osobowość. I to też jest nasza wspólna cecha. Tylko znowu wektory są odwrócone. Jest osobą, do której ja mogę się zwrócić o pomoc.

I zwraca się pani czasem?

Jak mam taką potrzebę, jak najbardziej.

A zwróciłaby się pani o pomoc do Mateusza Kijowskiego?

Widzę, że pan mnie tu jakoś podchwytliwie pyta.

Jak to? To jest proste pytanie przecież.

Jasne, jakby trzeba było to bym się zwróciła.

Na razie to pani mu pomaga. 32 tysiące złotych zebrała pani w internecie na stypendium dla Mateusza Kijowskiego.

Tak, to jest nawet powyżej 32 tysiące. I pewnie pan się zapyta dlaczego.

Nie, skąd, w życiu, przecież to zupełnie normlane, że 49-letniemu wykształconemu człowiekowi, zdrowemu, silnemu zbieramy pieniądze, bo on jakoś nie bardzo ma ochotę popracować.

No jasne, a zna pan jego stan zdrowia? Zna ktoś jego stan zdrowia?

Nie, ale wie pani, nie wygląda na człowieka obłożnie chorego, jeżeli jeździ ciągle swoim fantastycznym harleyem, to myślę, że mógłby dojechać też do pracy, ale może co ja tam wiem, prawda?

Nie no, pan ocenia, tak jak bardzo wielu ludzi ocenia - bardzo powierzchownie, natomiast pomagam mu, wie pan, z wielu powodów, chociażby dlatego, że jako wdzięczność, że on nas 2 lata temu poruszył, że wszyscy, wielu ludzi stanęło do obrony demokracji w Polsce, to jest pierwsza rzecz, a druga rzecz, musze panu to powiedzieć, druga rzecz bardzo ważna, że od 2 lat jest ogromny atak na niego przypuszczany.

Ale kto go tak strasznie atakuje, że mu zabrania pracować? Na Boga świętego.

Ale proszę pana, przepraszam, panie redaktorze, on pracował dla nas przez te 2 lata, ostatnie pracował dla nas....

Jasne, wystawiał też faktury, jak się okazało, prokuratura uważa, że całkiem lewe.

Pracował dla nas i my nadal chcemy takiego Mateusza, chcemy, żeby on dla nas pracował, stąd na przykład jest właśnie zbieranie pieniędzy...

Ale pani może dzielić się pieniędzmi, z kim pani chce, to oczywiste, to są pani pieniądze, to są wasze pieniądze, nie ma z tym problemu. Ja tylko próbuje tak najzwyczajniej w świecie, myślę, że słuchacze zadają sobie pytanie: Dlaczego Elżbieta Pawłowicz, mój gość, zbiera pieniądze akurat na najbardziej potrzebującego człowieka w Polsce - Mateusza Kijowskiego, faceta z nowym iPhonem, z harleyem, z markowymi ciuchami?

Ale to wszystko, widzi pan, to już jest jakaś sugestia, nowy harley, nowy iPhone...

Nie wiem czy harley jest nowy, to tego nie wiem.

Nikt nie ma na to dowodów...

Jak to?

Jest atakowany, jest bardzo atakowany, jest nazywany szczególnie przez prasę, która lubi sensację, mówi się o nim, że jest alimenciarzem, on jest alimentatorem - czyli osobą, która płaci, nie zawsze w tej wysokości jakiej powinien...

Błagam...

Alimentatorem...

No dobrze, to porozmawiajmy o faktach.

Ale to jeszcze momencik.

Dostał od pani 32 tys. złotych...

Nie ode mnie...

Z czego uwaga 5 tys. oddał swoim dzieciom, a 27 przytulił sam.

Ale to jest nieprawda.

To jest prawda, sam o tym mówił. No dobrze w takim razie pan Mateusz Kijowski kłamie, cóż mogę poradzić.

Nie słyszałam takiej jego wypowiedzi, ale jeśli chce pan się dowiedzieć, na co pieniądze były wydane, to zapraszam do dokonania wpłaty, bo te osoby, które wpłacą, będą miały taką wiedzę.

Ma 220 tys. długu, pieniędzy, których nie płaci swoim dzieciom. On idzie na jakiś rekord Polski, rekord świata.

Ale tu znowu błąd. Nie wiem, jaki on ma dług. On wie najlepiej. Natomiast to jest nieprawda, że on nie płaci swoim dzieciom. On jest bardzo troskliwym ojcem...

...Nie, płaci, płaci, oczywiście. 220 tys. wzięło się z kosmosu, z błędów w księgowości...

Ale pan mówi o matematyce, a ja mówię o takich ludzkich zachowaniach Mateusza.

To niech pani przekona, nawet nie mnie, tylko Katarzynę Lubnauer, w końcu daleką od prawicy szefową Nowoczesnej, która powiedziała, że ona zaczęłaby na jego miejscu od alimentów i uważa, że to jeden z podstawowych obowiązków każdego ojca. Do pani zbiórki nie chciał się przyłączyć także prof. Andrzej Rzepliński, który powiedział, że tworzenie tego typu stypendiów jest raczej poniżające. Normalni ludzie mają takie poczucie: "hello, zdrowy facet powinien pójść do roboty i płacić na swoje dzieci".

Już pan wszystkich ponazywał - "normalni ludzie". Ja też się uważam za osobę normalną. Poza tym, każda z osób ma prawo mieć własne zdanie. Pani Katarzyna Lubnauer, którą bardzo cenię...

... pan prof. Rzepliński...

... Prof. Rzepliński, jest moim autorytetem. Ale mają prawo mieć takie zdanie, ja mam inne.

Mateusz Kijowski napisał, że będziemy mogli spokojnie, bez stresów bytowych przeżyć święta i Leszek Miller wtedy pytał, czy na sylwestra starczy. Starczyło na sylwestra?

A to już nie jest sprawa Leszka Millera. Dowie się, jak wpłaci na zrzutkę. A może zazdrości?

A widziała pani memy internetowe: Dominika Wielowieyska pyta Mateusza Kijowskiego: rozmawiałeś już z dziećmi o prezentach? I odpowiedź: Tak, chce nowego smartfona.

No i...?

No i nic. Ludzie, mam wrażenie, mają wyrobione zdanie na ten temat. Nie ma pani uczucia, że uczestniczy pani w czymś, jakby to powiedzieć, niestosownym?

Nie, nie mam. Nie spodziewałam się hejtu, ale domyślałam się. Tak to bywa. Jakoś Polacy są bardzo zazdrośni. Nawzajem sobie zazdroszczą.

I myśli pani, że zazdroszczą Kijowskiemu tych pieniędzy, które pani dla niego zebrała?

Ja myślę, że tak, bo hejt o tym mówi. Ja czytam od czasu do czasu, on się powtarza. Wszystko się powtarza.

Proszę państwa, nasz gość był - uwaga, uwaga - sekretarką, asystentką Jarosława Kaczyńskiego... Prawda? Dobrze mówię?

Tak, absolutnie. To jest prawda. Tak było.

Elżbieta Pawłowicz: Nigdy nie wejdę do polityki. To jest okropne bagno

"Nie wejdę do (polityki - przyp. red.). To jest okropne bagno dla mnie, trudne. Nie chcę tego!" - powiedziała w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM Elżbieta Pawłowicz. Jak dodała, zbiórkę pieniędzy dla Mateusza Kijowskiego można zaliczyć jako sukces. "Jestem osobą nieskażoną, mało znaną, znaną tylko dlatego, że jestem siostrą Krystyny Pawłowicz, znają mnie jako osobę uczciwą. Myślę, że uwiarygadniam tę zbiórkę. Bardzo się cieszę, że wpadł mi taki pomysł. Trzeba pomóc bliźniemu, to są zasady chrześcijaństwa" - podkreśliła Pawłowicz.

W internetowej części Robert Mazurek pytał także naszego gościa o... współpracę z Jarosławem Kaczyńskim. "W "Polityce" pani opowiada, że zrobił na pani dobre wrażenie, był merytoryczny, opanowany szarmancki" - mówił prowadzący Poranną rozmowę. "To się zgadza. Taki właśnie jest (...). Ja takie mam jego wspomnienie sprzed prawie 30 lat" - odpowiedziała Elżbieta Pawłowicz. I jak dodała, w tej chwili poglądy i jej i Jarosława Kaczyńskiego powodują, że nie mieliby o czym rozmawiać.

Na pytanie Roberta Mazurka, kto będzie liderem opozycji w 2018 roku, Elżbieta Pawłowicz odpowiedziała, że nie wie. "Z pewnych względów (chciałabym - przyp. red.) Mateusza Kijowskiego, bo on ma cechy lidera. (...) Według mnie on się nie nadaje na lidera politycznego, natomiast absolutnie na lidera takiego ruchu, który patrzy na ręce władzy jakiejkolwiek" - podkreślił gość Roberta Mazurka.