Pewien Brytyjczyk przeleciał samolotem z Londynu do Dortmundu, posługując się paszportem... swojej dziewczyny. Choć nie zrobił tego celowo, to udało mu się obnażyć luki w zabezpieczeniach na europejskich lotniskach.

Pewien Brytyjczyk przeleciał samolotem z Londynu do Dortmundu, posługując się paszportem... swojej dziewczyny. Choć nie zrobił tego celowo, to udało mu się obnażyć luki w zabezpieczeniach na europejskich lotniskach.
Zdj. ilustracyjne /(KEYSTONE/Gaetan Bally) /PAP/EPA

Josh Read nosi brodę i ma 180 wzrostu. Mimo to wszedł na pokład samolotu taniego przewoźnika posługując się paszportem swojej filigranowej partnerki.

Dopiero po wylądowaniu w Dortmundzie mężczyzna zdał sobie sprawę z zaistniałej pomyłki. Niemiecką kontrolę przeszedł okazując prawo jazdy. Zanim wrócił na Wyspy, paszport doręczono mu drogą pocztową.

Rzecznik linii lotniczych przyznał, że jeden z pracowników nie sprawdził należycie dokumentu i zapewnił, że podjęte zostaną środki, żeby w przyszłości zapobiec podobnym incydentom. Podkreślił jednocześnie, że obowiązek posługiwania się ważnym paszportem spoczywa na podróżującym.

Komentatorzy podkreślają, że jeśli inne nazwisko i zarost na twarzy nie są wystarczająco niepokojącymi sygnałami dla pracowników linii lotniczych to aż strach pomyśleć o potencjalnych konsekwencjach, gdyby do samolotu usiłował wejść terrorysta.

(mn)