W Budapeszcie wciąż gorąco. Po nocnych zamieszkach, w których rannych zostało 128 osób, a do aresztu trafiło około 100, od rana atakowane są biura rządzącej partii socjalistycznej.

Polska ambasada w Budapeszcie nie ma na razie informacji, czy wśród rannych i zatrzymanych są Polacy. Zamieszki trwały do późna w nocy.

Policja użyła gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul, żeby nie dopuścić demonstrantów przed budynek parlamentu, gdzie odbywały się oficjalne obchody 50. rocznicy rewolucji węgierskiej. Jak twierdzi policja, wśród demonstrujących było wielu prawicowych ekstremistów.

Mieszkańcy Budapesztu za nocne starcia obwiniają policję. Gdyby policja nie zaczęła brutalnie interweniować, nie doszłoby do żadnych walk. Ale chcieli rozpędzić demonstrację. Być może faktycznie manifestacja była nielegalna - nie była zapowiedziana, ale mimo wszystko policja powinna była zostawić tych ludzi w spokoju - mówi jeden ze świadków zamieszek.

Wydarzenia ostatnich dni szeroko komentuje węgierska prasa: definicja świętowania w stolicy wolności - policja bije młodego, leżącego mężczyznę aż przestanie się ruszać. To tytuł jednej z głównych węgierskich gazet "Magyar Nemzet".

Kolejna „Vilagadsiag”, na pierwszej stronie tytuł "Święto narodowe na barykadzie". W „Nepsabadziag”: "Obchody 50-lecia rewolucji ‘56 roku przerodziły się w uliczne walki".