Demonstranci, którzy domagają się dymisji premiera Węgier, nadal protestują przed gmachem parlamentu w Budapeszcie. Nie zamierzają stamtąd odejść nawet w najbliższy poniedziałek, gdy będą się tam odbywać obchody 50. rocznicy węgierskiej rewolucji.

Gdyby policja zdecydowała się siłą opróżnić plac Lajosa Kossutha, "rozpęta się piekło" - ostrzega rzecznik demonstrantów Andras Takacs.

Od 6 października na jednogodzinne manifestacje zwoływane przez główną partię opozycyjną, centroprawicowy Fidesz, przychodzi zazwyczaj około 10-20 tysięcy ludzi. Całodobowe "dyżury" w namiotach pełni na placu kilkudziesięciu demonstrantów.

Protesty antyrządowe na Węgrzech trwają od 17 września. Tego dnia ujawniono majową wypowiedź premiera Gyurcsanya z zamkniętego zebrania partyjnego, na którym przyznał, że rządzący socjaliści miesiącami okłamywali społeczeństwo w kwestii faktycznego stanu gospodarki i państwa, i wezwał do zaprzestania tych praktyk oraz wszczęcia niepopularnych reform.

Od kilku dni policja bezskutecznie usiłuje nakłonić demonstrantów do opuszczenia placu Kossutha, gdzie w poniedziałek na uroczystości państwowej oczekiwanych jest wielu gości zagranicznych.