Norwescy lekarze, nie pytając o zgodę rodziców, pobierali od zmarłych dzieci mózg i serce. Organy trafiały do badań naukowych. Wszystko to działo się na przestrzeni 30 lat. W ten sposób pobrano organy od ok. 700 maluchów. O tym skandalu pisze norweska gazeta VG.

Na przestrzeni 30 lat, w całkowitej tajemnicy, pobierano organy od zmarłych dzieci w wieku do trzech lat. Po ich śmierci, norwescy eksperci medycyny sądowej badali mózgi i serca, o czym rodzice nic nie wiedzieli. Według norweskiej gazety VG, do badań pobierano także inne organy.

Żeby rodzice nie mogli zorientować się, że coś działo się z ciałem ich dziecka, pustkę po pobranych organach wypełniano silikonem.

Część organów było przechowywanych w zamkniętych pomieszczeniach przy Szpitalu Królewskim w Oslo, który jest częścią Państwowego Instytutu Zdrowia. Wstęp do pomieszczeń miała ograniczona liczba personelu.

Dokumenty, do których dotarli norwescy dziennikarze, pokazują, że proceder ten trwał od 1984 roku. Celem badań było wykrycie przyczyn dużej liczby zgonów wśród dzieci, określanych jako "śmierć łóżeczkowa".

VG dotarła do profesora Torleiv Ole Rognum, który przewodniczył badaniom. Gdybyś kiedykolwiek słyszał krzyk rozpaczy rodziców, którzy właśnie stracili swoje dziecko, zrozumiałbyś. Kiedy zaczynaliśmy nasz projekt, każdego dnia badaliśmy troje dzieci. Każde z nich zmarło nagle. Moim celem zawsze było znalezienie przyczyn - powiedział.

Rognum utrzymuje, że dzięki badaniom liczba nagłych zgonów wśród norweskich dzieci gwałtownie spadła.

Według dziennika VG, w tym przypadku nie popełniono przestępstwa. Norweskie prawo pozwala bowiem na pobranie organów od zmarłych bez zgody najbliższych, jeśli obdukcja przeprowadzona jest przez biegłych medycyny sądowej.

źródło vg.no (j.)