Minister spraw wewnętrznych Włoch Roberto Maroni nazwał sobotnie zamieszki w Rzymie "terroryzmem miejskim". Przedstawiając w wyższej izbie parlamentu informację na temat starć, w jakie przemieniła się demonstracja "oburzonych", szef MSW stwierdził, że "ślepej przemocy" dopuściło się około dwóch tysięcy chuliganów.

Maroni dodał, że wandale i ekstremiści, którzy wywołali zamieszki, wywodzą się z różnych środowisk anarchistycznych i wywrotowych. Włoski minister odpierał stawiane siłom porządkowym zarzuty, jakoby zrobiły za mało. Podkreślił, że władze dysponowały wszystkimi informacjami na temat osób siejących przemoc. Normy prawa nie pozwalają na aresztowanie osób podejrzewanych o to, że chcą uczestniczyć w aktach przemocy podczas manifestacji - dodał.

Zaproponuję parlamentowi nowe rozwiązania legislacyjne, które umożliwią siłom porządkowym podjęcie interwencji w postaci akcji prewencyjnych - zapowiedział Maroni. Tylko dzięki siłom porządkowym udało się uniknąć ofiar śmiertelnych - ocenił szef MSW.

Minister podkreślił, że organizatorzy wszelkich demonstracji powinni przedstawiać gwarancje ekonomiczne w sprawie pokrycia ewentualnych szkód, spowodowanych przez uczestników manifestacji. W sobotnich starciach ucierpiało 135 osób, w tym 105 policjantów i karabinierów. Straty szacuje się na 5 milionów euro.

Zapowiada się gorąca jesień - stwierdził Maroni. Przestrzegł też przed możliwością gwałtownych protestów przeciwników budowy szybkiej kolei, budowanej na północy Włoch.