Polska wydała Rosji Aleksandra Ignatienkę, a tamtejsza prokuratura twierdzi, że... nie ma dowodów jego winy. Zatrzymany w Zakopanem były wiceszef prokuratury obwodu moskiewskiego jest głównym podejrzanym w sprawie ochraniania nielegalnych kasyn pod Moskwą. Prokuratura Generalna uznała teraz jednak, że dotychczasowa praca śledczych nadaje się do kosza.

Zobacz również:

  • Moskiewski Sąd Miejski przedłużył do 1 lipca areszt dla prokuratora Aleksandra Ignatienki, którego wczoraj Polska wydała Rosjanom. Wcześniej Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej przedstawił mu zarzut przyjęcia łapówki. Jak ustalił korespondent RMF FM Przemysław Marzec, Ignatienko odmówił składania wyjaśnień i nie przyznał się do winy. więcej

Nie ma dowodów winy byłego prokuratora, więc nie ma mowy o akcie oskarżenia. Śledztwo wprawdzie przedłużono, ale takie stanowisko Prokuratury Generalnej oznacza, że szanse na proces i skazanie Ignatienki są teraz bardzo niewielkie.

Polska wydała Ignatienkę Rosjanom w lutym tego roku. Warunkiem ekstradycji było wycofanie przez rosyjski Komitet Śledczy jednego z dwóch zarzutów postawionych mężczyźnie. Zarzut ten dotyczył doprowadzenia jednego z organizatorów przemysłu hazardowego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.

Pierwszy zarzut, który ostatecznie utrzymano, mówił zaś o tym, że od sierpnia 2009 roku do kwietnia 2010 roku Ignatienko jako pierwszy zastępca prokuratora obwodu moskiewskiego zdecydował się nie ścigać nielegalnej, związanej z organizacją przemysłu hazardowego działalności czterech osób. Według Komitetu Śledczego, przyjął za to łapówkę w wysokości mniej więcej 1,5 miliona dolarów.

Ignatienko nie przyznał się do winy.