Kilkadziesiąt tysięcy Irlandczyków demonstrowało przeciwko rządowym planom wprowadzenia liczników na wodę. W całym kraju zorganizowano co najmniej 93 demonstracje. Tylko w stolicy kraju – Dublinie - odbyło się 28 protestów.

Organizator protestu - grupa Right2Water (ang. prawo do wody) - ocenia, że w wiecach i pochodach pomimo deszczowej pogody wzięło udział ok. stu tysięcy ludzi. To największe demonstracje uliczne za kadencji rządu Endy Kenny'ego z partii Fine Gael, będącego u władzy od marca 2011 r.

Skala protestów zaskoczyła rząd. Niewykluczone, że zmuszą go do zmiany zamiarów lub opóźnienia wprowadzenia planów - ocenił Bernard Purcell z dziennika "Irish Independent". Purcell przypomina, że sprawa sięga 1977 r., gdy partia Fianna Fail w wyborczym manifeście obiecała, że nie wprowadzi opłat za wodę i użytkowanie publicznych dróg. Od tego czasu irlandzka opinia publiczna przywykła traktować darmową wodę jako rodzaj przyrodzonego prawa - zauważył.

Każdy ma prawo do wody?

Irlandzki rząd argumentuje, że opłata za wodę jest konieczna, ponieważ dyrektywa UE zobowiązuje władze do zachowania zasobów wodnych, a Irlandia jest jednym z ostatnich krajów, w których woda jest darmowa. Innym argumentem jest potrzeba modernizacji systemu wodociągów.

Uczestnicy protestu uważają, że woda jest jednym z podstawowych praw człowieka i nie powinno się za nią płacić. Obawiają się, że następnym krokiem będzie prywatyzacja.

Opłata za wodę miałaby obowiązywać od stycznia. Na początku ma być stała, a od 2016 r. zróżnicowana w zależności od zużycia. Z rządowych kalkulacji cytowanych przez media wynika, że dwie osoby dorosłe mieszkające pod wspólnym dachem płaciłyby 278 euro rocznie, a pięcioosobowe gospodarstwo - 584 euro rocznie. 

(mn)