​Szef Komisji Europejskiej Jean Claude-Juncker uderza w polskich przewoźników. Niespodziewanie wystąpił z propozycją zaostrzenia przygotowywanych w Komisji Europejskiej przepisów wobec kierowców ciężarówek w transporcie międzynarodowym. W imię "Europy socjalnej" chce objąć ich obowiązkiem płacy minimalnej już po 3 dniach pobytu w danym kraju UE. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiają się przewoźnicy i polska komisarz ds. rynku wewnętrznego Elżbieta Bieńkowska. Zapowiada się dzisiaj ostra dyskusja unijnych komisarzy w tej sprawie.

​Szef Komisji Europejskiej Jean Claude-Juncker uderza w polskich przewoźników. Niespodziewanie wystąpił z propozycją zaostrzenia przygotowywanych w Komisji Europejskiej przepisów wobec kierowców ciężarówek w transporcie międzynarodowym. W imię "Europy socjalnej" chce objąć ich obowiązkiem płacy minimalnej już po 3 dniach pobytu w danym kraju UE. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiają się przewoźnicy i polska komisarz ds. rynku wewnętrznego Elżbieta Bieńkowska. Zapowiada się dzisiaj ostra dyskusja unijnych komisarzy w tej sprawie.
Zdj. ilustracyjne /RMF FM /Archiwum RMF FM

Komisja Europejska ma przedstawić nowe przepisy dotyczące transportu, a sprawa kierowców jest elementem całego pakietu. Już od dłuższego czasu w imię "socjalnej Europy", starań Francji oraz Niemiec, Juncker chciał objąć przepisami o delegowaniu pracowników (trzeba im płacić płace minimalną kraju, gdzie pracuje np. Niemiec) także kierowców ciężarówek. Polska zawsze argumentowała, że praca kierowców jest "specyficzna", bo nie pracują w jednym kraju UE wielu miesięcy, tak jak np. na budowie.

Do poniedziałku kompromisowa propozycja była taka, że kierowców zaczyna się traktować jako pracowników delegowanych dopiero od 5 dnia przebywania na terenie danego kraju. Oznaczałoby to, że dopiero po upływie 5 dni polski kierowca, który przebywa we Francji (np. czeka na załadunek) musiałby otrzymać płacę minimalną obowiązującą we Francji. To była propozycja dobra i akceptowalna dla środowisk przedsiębiorców i przewoźników - ujawnia w rozmowie z dziennikarka RMF FM jeden z unijnych dyplomatów. Komisarze z Polski, Czech, Węgier i Portugalii lobbowali wcześniej za tym, żeby to było 7 dni, ale ostatecznie przystali na kompromisowe 5 dni.

W poniedziałek po południu niespodziewanie jednak przyszły dyrektywy od Junckera - próg czasowy, po którym pracownik zamienia się w delegowanego, będzie tylko trzydniowy. Oznaczałoby to jeszcze większe podwyższenie kosztów dla przewoźników z Europy Środkowej i Wschodniej. Szczególnie straciliby przewoźnicy z Polski.

Na unijnej arenie wybuchła awantura. Polska komisarz Elżbieta Bieńkowska stanęła w obronie przewoźników z Polski i innych krajów Europy Środkowowschodniej. Nie zgadza się na trzydniowy próg. Argumentuje, że oznacza to koniec jednolitego, wolnego rynku świadczenia usług i nie można ograniczać konkurencyjności firm poprzez ograniczania im dostępu na rynek ze względu na cenę świadczenia usług.

Ostra dyskusja wewnątrz Komisji Europejskiej w tej sprawie może spowodować odłożenie przyjęcia przepisów. Może jednak okazać się, że Bieńkowska będzie osamotniona - pod presją Junckera z koalicji mogą wykruszyć się Węgier i Czeszka. Wówczas polskiej komisarz nie da rady powstrzymać przyjęcia niekorzystnych przepisów.

Polscy przewoźnicy mówią, że propozycja KE to dla nich śmierć. Zapowiadają też protesty, jeśli KE postawi na swoim. Na pewno nie będzie to już pisanie listów do Brukseli - mówi RMF FM prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce Jan Buczek. Zapowiada, że 8 czerwca ustalona zostanie forma protestu na spotkaniu przewoźników z regionu Europy Środkowej i Wschodniej. Są przekonani, że chodzi o wyeliminowanie ich z rynku, bo stali się unijną potęgą w dziedzinie transportu międzynarodowego. To dyktat w imię interesów biznesowych i populizm - mówi Buczek.

(az)