Były premier Wielkiej Brytanii przyznał, że wprowadził w błąd członków parlamentu, gdy udzielał wyjaśnień w sprawie imprez, które miały miejsce na Downing Street w czasie pandemii koronawirusa. Johnson jednocześnie utrzymuje, że zrobił do "nieintencjonalnie".

Boris Johnson opublikował 52-stronnicową mowę obronną, którą wykorzysta w trakcie środowej rozprawy przed członkami parlamentu. Były premier Wielkiej Brytanii zamierza utrzymywać, że nie istnieje żaden dowód, który potwierdzałby, że w czasie trwania pandemii otrzymał jakiekolwiek ostrzeżenie o złamaniu obostrzeń pandemicznych.

Nie istnieje ani jeden dokument stwierdzający, że otrzymałem radę lub ostrzeżenie, że którekolwiek wydarzenie [na Downing Street - przy.red.] naruszyło obowiązujące zasady czy zalecenia. Przeciwnie, dowody zaprezentowane przed komisją pokazują, że pracujący wówczas pod numerem 10 podzielali moje szczere przekonanie, że przestrzegamy wszystkich reguł - zakomunikował były szef brytyjskiego rządu w swoim oświadczeniu.

Co więcej, Johnson stanowczo odpiera oskarżenia, które wystosował wobec niego były doradca Dominic Cummings. W uzasadnieniu napisano, że Cummings wprowadził w błąd policję ze względu na swoją otwartą wrogość wobec premiera. "To nie tajemnica, że przy wielu okazjach publicznie deklarował, że zrobi wszystko, by odsunąć mnie od władzy. Nie może być traktowany, jako wiarygodne źródło informacji" - utrzymuje Johnson.

Wszystko odbyło się zgodnie z regułami

Johnson stwierdza, że jego personel, który - jak udowodniono - pił wino podczas jednego z wydarzeń grudniowych 2020 roku, zachowywał się w całkowitej zgodzie z wszelkimi obowiązującymi regułami, a samego wydarzenia z alkoholem, jedzeniem i prezentami nie można uznać za "imprezę". "Wymiana prezentów i picie wina nie zmieniają prawowitego miejsca pracy w nieprawowite" - tłumaczy były premier.

Boris Johnson uderza również w autorów raportu opublikowanego w tym miesiącu przez komisję i nie tylko nazywa go "wysoce stronniczym", ale napisanym jeszcze przed wysłuchaniem dowodów zaprezentowanych przez premiera.

Polityk odpiera także zarzuty o czynienie żartobliwych uwag dotyczących sytuacji pandemicznej. Według relacji jednego z oficjeli zatrudnionych przy Downing Street, Johnson miał żartować w trakcie jednego z zakrapianych "wydarzeń" odbywających się w czasie pandemii , że to "prawdopodobnie jedno z najbardziej pozbawionych dystansu społecznego zgromadzenie w Wielkiej Brytanii".

Johnsonowi grozi zawieszenie jako członka parlamentu. Jeśli Izba uzna jednak, że były premier celowo wprowadził ją w błąd, wówczas polityk może zostać z niej nawet usunięty.