Prezydent USA Joe Biden oświadczył, że rosyjskie władze nie były zamieszane w cyberatak na sieć amerykańskich rurociągów paliwowych Colonial Pipeline. Dodał przy tym, że istnieją "silne przesłanki" by sądzić, iż hakerzy pochodzą z Rosji.

Prezydent USA Joe Biden potwierdził, że istnieją informacje sugerujące, iż hakerzy, którzy sparaliżowali sieć przesyłu paliw próbując wyłudzić okup mieszkają w Rosji. Mimo że nie obwinił o atak rosyjskich władz, to zapowiedział, że będzie on przedmiotem jego rozmów z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Biden nie wykluczył również odwetu za cyberataki, nie podając jednak więcej szczegółów.

Prezydent USA podpisał rozporządzenie wykonawcze, mające na celu wzmocnienie cyberbezpieczeństwa prywatnych firm, by zapobiegać podobnego typu atakom. Nowe prawo mówi, że każda firma prowadząca transakcje z rządem federalnym musi niezwłocznie informować o włamaniach w jej systemy komputerowe. Biden stwierdził, że nie może jednak zmusić firm do lepszej ochrony ich sieci. Jednocześnie podkreślił, że incydent pokazał, że "USA muszą wzmocnić infrastrukturę".

Biden zapewnił Amerykanów, że brak paliw na stacjach spowodowany paraliżem sieci przesyłu już wkrótce minie, a po środowym wznowieniu prac systemu przez Colonial Pipeline, w czwartek rurociąg powinien dojść do pełnej przepustowości. Dodał, że przesłane paliwo starczy do wypełnienia baków 500 milionów samochodów.

Według informacji agencji Bloomberg, firma Colonial Pipeline zapłaciła okup hakerom już kilka godzin po ataku, jednak przywracanie danych systemu trwało aż do środy, powodując braki paliw w ponad połowie stacji m.in. w Wirginii, Karolinie Południowej i Karolinie Północnej.