Nurkowie dotarli do sali zabaw rosyjskiego statku "Bułgaria". Widzieli około 50 ciał, w większości dzieci. Z ponad 200 osób na pokładzie zatopionej jednostki przeżyło zaledwie 80. Wbrew zapowiedziom, podnoszenie wraku z dna Wołgi nie rozpocznie się wcześniej niż w niedzielę, bo na miejsce katastrofy muszą odpłynąć specjalne dźwigi.

Będą dwa takie dźwigi, bo statek, który zatonął ważył około 700 ton, a każdy z dźwigów może podnieść do 350 - relacjonował Igor Bystrow z Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.

Statek nie miał licencji na przewóz pasażerów. Na pokładzie były tylko dwie szalupy zamiast czterech i żadnej z nich nie spuszczono na wodę. Awaryjne wyjście było zaspawane, a statek był przeciążony. Pomimo tego za najbardziej prawdopodobną przyczynę katastrofy uważa się błąd kapitana i załogi podczas manewrowania statkiem przy bardzo wysokich falach.

Do wypadku doszło w czasie burzy i silnego deszczu. Rozbitków uratował przepływający w pobliżu statek "Arabella". Jeden ze świadków opowiadał, że gdy statek zaczął tonąć w pobliżu przepłynęły dwie inne jednostki, które jednak nie przypłynęły z pomocą.

"Bułgaria" została zbudowana w 1955 w Czechosłowacji. Zatonęła w głębokiej na 20 metrów wodzie w odległości ok. 3 km od brzegu. To najtragiczniejsza katastrofa w żegludze rzecznej od 30 lat.