Do późnej nocy przeciągnęły się starcia demonstrantów z policją na placu Taksim w Stambule. Według AP, po zmroku na placu zebrało się około 30 tysięcy ludzi, których służby próbowały rozproszyć za pomocą gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul. Bodźcem do zgromadzenia - jak podkreśla agencja - były słowa gubernatora regionu Stambułu Huseyina Avni Mutlu, który stwierdził, że policję zaatakowały "elementy z marginesu".

Reuters relacjonuje, że policja zaatakowała demonstrantów bez ostrzeżenia. W tłumie widać było ludzi w różnym wieku, niektórzy przyszli na plac prosto z pracy, inni wybrali się tam całymi rodzinami.

Policja otoczyła później przylegający do placu Taksim park Gezi, gdzie demonstranci postawili miasteczko namiotowe, i obrzucała jego obszar granatami gazowymi. Protestujący salwowali się ucieczką, porzucając pośród duszących oparów swoje rzeczy i namioty. Wielu powróciło, gdy policja odeszła.

W czasie starć w całej okolicy słychać było odgłosy wybuchających petard z gazem łzawiącym i syreny karetek pogotowia.

Przyczyną trwających już drugi tydzień protestów były przyjęte przez władze plany przebudowy placu Taksim i likwidacji parku Gezi. Pokojowa demonstracja z 31 maja została jednak brutalnie rozpędzona przez policję, co wywołało ogólnonarodowe oburzenie.

Niepokoje rozlały się po całym kraju. Demonstracje krytykujące coraz bardziej autorytarne rządy premiera Recepa Tayyipa Erdogana i jego partii AKP odbyły się w 78 miastach, przy czym największe były w Stambule i Ankarze. Jak twierdzi Turecka Fundacja Praw Człowieka, w ciągu dwóch tygodni protestów zginęło czterech ludzi, wśród nich policjant, a 5 tysięcy odniosło obrażenia.

(edbie)