W miejscu zapłonu metanu w kopani "Krupiński" jest miejsce, w którym poszukiwany ratownik mógł się schować. To lutniociąg, którym doprowadzane było powietrze - mówi reporterowi RMF FM Jerzy Rąba, szef kopalnianej stacji ratunkowej. W wypadku w Suszcu niedaleko Pszczyny zginęli górnik i jeden ratownik, 11 osób wciąż przebywa w szpitalu.

Podczas akcji ratunkowej, w czasie penetracji chodnika najprawdopodobniej dwóch ratowników odczepiło linę i odłączyło się od pozostałych trzech (ratownicy schodzą pod ziemię w pięcioosobowych grupach). Tak łatwiej było pomagać poszkodowanym górnikom - mówi Maciejowi Pałahickiemu Jerzy Rąba. Ratownicy zorientowali się, że brakuje dwóch z nich dopiero, gdy wyszli na powierzchnię - zaznacza.

Wczoraj znaleziono ciało jednego z dwóch zaginionych. Trwają poszukiwania drugiego. Niestety, problem polega na tym, że nie wiadomo, gdzie dokładnie należy go szukać.

My wiedzieliśmy, gdzie był, ale w miejscu, gdzie był z nim ostatni kontakt, nie znaleźliśmy go - przyznaje Jerzy Rąba. Nie wiemy, czy odszedł z tego miejsca, czy poszedł w kierunku pożaru, czy może wyszedł do bezpiecznych rejonów kopalni, które także przeszukujemy.

Zaznacza, że teoretycznie istnieje możliwość, że poszukiwany 34-latek schował się w lutniociągu, przewodzie, którym płynie powietrze. Tam atmosfera jest stosukowo bezpieczna. W przewodzie wentylacyjnym mógłby przetrwać; brakowałoby mu wody i jedzenia, ale mógłby przeżyć. Trzeba jednak dodać, że jego wrogiem jest także temperatura. Jerzy Rąba, szef kopalnianej stacji ratunkowej przyznaje, że tlen, który posiadał ratownik, najpewniej już się skończył.

Lutniociąg biegnie wzdłuż całego chodnika. Powietrze jest nadal doprowadzane w kierunku ściany, wentylator nie został wyłączony. Jerzy Rąba dodaje, że właśnie tam poprzednio schowało się 5 pracowników, których udało się uratować.

Dziś ratownicy centymetr po centymetrze będą penetrować chodnik, gdzie doszło do wybuchu. Nie wiadomo, czy ratownik nie stracił orientacji i zamiast w stronę świeżego powietrza, nie poszedł w stronę pożaru - wyjaśnia szef kopalnianej stacji ratunkowej.

Jak informuje nasz dziennikarz Maciej Pałahicki, przed 9 do akcji włączyło się dziewięć pięcioosobowych zastępów ratowników.

Do wypadku w kopalni w Suszcu doszło w czwartek wieczorem. W pobliżu miejsca zapalenia się metanu były 32 osoby. Jednego górnika nie udało się uratować. W wypadku poparzonych zostało 12 mężczyzn. Większość została przetransportowana na powierzchnię krótko po wypadku.

Obecnie dziewięciu górników znajduje się w siemianowickiej oparzeniówce, dwaj lżej ranni w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała.