Jedna osoba została lekko ranna w wypadku małego samolotu, do którego doszło w Jastarni na Półwyspie Helskim. Maszyną, która miała problemy przy lądowaniu, leciały trzy osoby, w tym dziecko.

Według nieoficjalnych informacji, do jakich dotarł nasz reporter Kuba Kaługa, pilot najprawdopodobniej źle wymierzył odległości na pasie startowym. Choć na nim przysiadł, to nie miał szans wyhamować i zatrzymać maszyny, dlatego poderwał ją jeszcze raz. Podczas skręcania zahaczył o drzewa w pobliżu lądowiska.

Samolot, który uległ wypadkowi, to przeznaczona dla czterech osób awionetka. Podróżowały nią trzy osoby, w tym dziecko i kobieta, która została lekko ranna - powiedział kpt. Rajmund Darga z Wojewódzkiego Stanowiska Koordynacji Ratownictwa. Z naszych informacji wynika, że była to trzyosobowa rodzina: 39-latek, o rok młodsza kobieta i 4-letni chłopczyk.

Wiadomo, że pilot był trzeźwy, a samolot leciał z Wielkopolski. Trudno na razie stwierdzić, czy był to błąd pilota czy może zawiodła maszyna.

Na miejscu pod nadzorem prokuratury trwają oględziny samolotu. Do czasu, aż przyjazdu przedstawicieli Komisji Badań Wypadków Lotniczych, teren zdarzenia zabezpieczać będzie policja.

Samolot w czasie upadku został dosyć poważnie zniszczony, stracił m.in. skrzydła. Wrak opiera się o drzewa, jest ustawiony prawie pionowo - powiedział rzecznik prasowy policji w Pucku Łukasz Dettlaff. Przy lądowaniu doszło także do niewielkiego wycieku paliwa z samolotu. Strażakom udało się go szybko usunąć. Zabezpieczyli także nieszczelny zbiornik, dzięki czemu nie ma niebezpieczeństwa dalszych wycieków. Miejsce wypadku pokryli specjalną pianą gaśniczą, tak, by nie doszło tam do zapłonu.