Sąd Apelacyjny w Katowicach ogłosi we wtorek wyrok w procesie Dariusza P., którego prokuratura oskarżyła o podpalenie domu w Jastrzębiu-Zdroju i zabicie w ten sposób żony i czworga dzieci. W pierwszej instancji mężczyzna został skazany na dożywocie. Obrona wniosła o uniewinnienie lub powtórzenie procesu. Prokuratura domaga się tylko niewielkiej korekty wyroku z I instancji.

Sąd Apelacyjny w Katowicach ogłosi we wtorek wyrok w procesie Dariusza P., którego prokuratura oskarżyła o podpalenie domu w Jastrzębiu-Zdroju i zabicie w ten sposób żony i czworga dzieci. W pierwszej instancji mężczyzna został skazany na dożywocie. Obrona wniosła o uniewinnienie lub powtórzenie procesu. Prokuratura domaga się tylko niewielkiej korekty wyroku z I instancji.
Dariusz P. /Michał Szalast /PAP

Do pożaru doszło w maju 2013 r. Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany w marcu 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna Wojciecha, który ocalał z pożaru.

Nieprawomocny wyrok zapadł w grudniu 2016 r. przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sąd nie miał wątpliwości, że Dariusz P. zabił swoich najbliższych, chcąc uzyskać pieniądze z ubezpieczenia i uwolnić się od rodziny. Zgodnie z tamtym orzeczeniem, o warunkowe przedterminowe zwolnienie P. mógłby się ubiegać najwcześniej po 35 latach.

Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne. Obrona kwestionuje m.in. opinie biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni. Adwokat domagał się powołania nowych biegłych w zakresie pożarnictwa. Zdaniem obrony w domu doszło do przypadkowego pożaru, a P. w tym czasie był w oddalonym o ok. 10 km zakładzie w Pawłowicach, w którym montował meble.

Oskarżony konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa. Jednocześnie potwierdził, że próbował skierować śledztwo na fałszywe tory - np. wysyłał sobie SMS-y, z których miało wynikać, że dom podpalił ktoś inny.

(MN)