Kilkunastotysięczna pensja, a pracy tak mało, że nawet biurko niepotrzebne - takie warunki zatrudnienia miał wiceprezes jednej ze spółek w Warszawie. Co ciekawe, 49 proc. udziałów miała w niej gmina Warszawa Centrum, czyli na pensje pracowników spółki składali się stołeczni podatnicy. Nowe władze stolicy chcą jednak zlikwidować „spółkowe” eldorado i tworzą biuro nadzoru właścicielskiego.

Warszawa posiada udziały w 59 spółkach wartych bagatela 3,13 mld złotych. Nadzór nad potężnym majątkiem sprawowali pracownicy kilku wydziałów w różnych stołecznych urzędach. W efekcie nie wiadomo, kto za co odpowiadał - twierdzi wiceprezydent Sławomir Skrzypek.

Pole do nadużyć było szerokie. I tak na przykład w mało znanej spółce "Trasa świętokrzyska" średnia praca przekraczała 12 tys. złotych. Zatrudniono w niej 7 osób, m.in. szefa gabinetu politycznego ministerstwa gospodarki. Wymagania były niewielkie, prezes do pracy przychodził tak rzadko, że nie musiał nawet wstawiać biurka.

Niezrozumiała jest dla nas sprawa nadzoru nad tą spółką – mówi dziś wiceprezydent Sławomir Skrzypek - Mamy też wątpliwości co do sensu jej powstania. Nowe władze Warszawy deklarują większe zainteresowanie działalnością podległych miastu spółek. Sytuację uporządkować ma powołany właśnie wydział nadzoru właścicielskiego.

Oby tylko działania nie ograniczyły się wyłącznie do zmian na prezesowskich stanowiskach...

19:05