Co najmniej kilkadziesiąt osób w całej Polsce zostało w tym roku pogryzionych przez żmije. Zwłaszcza teraz, w czasie upałów coraz częściej można je spotkać - nawet w miejscach, gdzie teoretycznie nie powinny się pojawić: na obrzeżach miast, a nawet na osiedlach mieszkaniowych.

Tego lata tylko do krakowskich szpitali trafiło kilkoro dzieci pogryzionych przez żmije. Stan dwóch dziewczynek leczonych w szpitalu w Prokocimiu był poważny. Teraz ich życiu i zdrowiu nie zagraża już na szczęście niebezpieczeństwo. Jedna z nich została już wypisana do domu, druga wciąż jest leczona w szpitalu. Pierwsza z nich, 10-latka została ugryziona w okolicach swojego domu na wsi, druga, 4-latka została zaatakowana w czasie spaceru po lesie.

Jednak mali pacjenci pogryzieni przez żmije trafiają do Prokocimia już od kwietnia. Mieliśmy ukąszenia na boisku szkolnym w szkole z małego miasteczka, były ukąszenia w ogródkach przydomowych. Najbardziej kuriozalny przypadek to było ukąszenie w pupę dwulatka, którego rodzice przyjechali na wiosnę sprzątać swój domek letniskowy. Posadzili chłopca na nocniczku i nagle rozległ się krzyk, płacz i rodzice zobaczyli pełzającą po podłodze żmiję - opowiada doktor Janina Lankosz-Lauterbach ze szpitala dziecięcego w Prokocimiu.

Najbardziej aktywne żmije są przy temperaturach powyżej 25 stopni Celsjusza, dlatego panujące upały są z pewnością jedną z przyczyn ich częstego napotykania. Co ważne, żmija nigdy nie atakuje pierwsza. Tuż po ukąszeniu można zauważyć na ciele dwie punktowe rany. Lekarze radzą, by nie wysysać rany i nie zakładać opasek uciskowych, ale zgłosić się właśnie do nich.