Sąd Rejonowy w Koszalinie zdecydował o tymczasowym, trzymiesięcznym areszcie dla Miłosza S., który w niedzielę usłyszał zarzuty w związku z tragedią w Koszalinie. W piątek w pożarze w escape roomie zginęło pięć nastolatek.

Miłosz S. to krewny osoby, na którą formalnie zarejestrowany był escape room. W niedzielę usłyszał zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci osób, które w nim zginęły. Według wstępnych ustaleń przyczyną tragedii było rozszczelnienie butli z gazem.

Sąd uznał, że Miłosz S. mógłby mataczyć, choćby nakłaniać inne osoby, które będzie trzeba przesłuchać, do składania fałszywych zeznań.

Miłosz S. prowadzi działalność w różnych miejscach kraju, a to mogłoby utrudniać kontakt z nim czy wręcz ułatwiać mu ukrywanie się. 

27-latek odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu nawet 8 lat więzienia.


"Jest załamany"

Liczyliśmy się z tym, że taki środek zapobiegawczy zostanie zastosowany. To nie jest teraz kwestia oceny materiału dowodowego, a kwestia traumy, która jest po każdej stronie - powiedział mecenas Wiesław Breliński, jeden z obrońców Miłosza S.

Breliński poinformował, że obrona chyba nie będzie wnosić zażalenie na postanowienie sądu dotyczące zastosowania tymczasowego aresztu wobec Miłosza S.

Sam charakter zdarzenia powoduje sytuacje taką, by to postępowanie toczyło się w sposób wartki. Jeśli złożymy zażalenie to akta pójdą do sądu okręgowego i utkną tam na okres miesiąca. Postępowanie nie będzie się toczyło, a my chcemy zamknąć kwestię dotyczącą postępowania dowodowego w możliwie jak najszybszym terminie - poinformował.

Dodał, że Miłosz S. nie chciał, by doszło do takiej tragedii. Stało się tak, że wszyscy płaczemy. Nasz klient nie daje sobie rady z tym wszystkim, co się wydarzyło - powiedział.

On jest załamany. Nawet do protokołu wskazywał, że gdyby mógł, oddałby swoje życie, żeby tylko ta tragedia się nie stała - dodał mecenas Wojciech Janus, drugi z obrońców Miłosza S.

Obrońcy zdecydowali, że nie będzie decyzji na aresztowanie Miłosza S. Tłumaczą, że przy tak dużej presji społecznej w tej sprawie szanse na skuteczne wniesienie zażalenia są po prostu znikome.

Obaj prawnicy podkreślili też, że gdyby chcieli zaskarżyć decyzję o tymczasowym aresztowaniu, akta sprawy na jakiś czas utknęły by w sądzie, a to nie uniemożliwiałoby prężne i skuteczne prowadzenie śledztwa w sprawie tragedii.

W czwartek pogrzeb ofiar pożaru w escape roomie

W czwartek odbędzie się pogrzeb ofiar pożaru w escape roomie w Koszalinie. Pogrzeb będzie wspólny- zapowiedział w poniedziałek prezydent Koszalina Piotr Jedliński. Pięć 15-latek, uczyło się w jednej klasie. Według władz miasta, spoczną obok siebie na koszalińskim cmentarzu.

Karina Gajda, dyrektor szkoły podstawowej nr 18 w Koszalinie, gdzie uczyły się nastolatki, zapewniła, że uczniowie są objęci pomocą pedagogiczno-psychologiczną. Również rozważamy niesienie takiej pomocy nauczycielom- podkreśliła.

Według dyrektor, poniedziałek jest dla szkoły bardzo trudnym dniem. Nauczyciele i uczniowie po raz pierwszy zobaczą puste miejsca pięciu uczennic- dodała.

Jak zaznaczyła Karina Gajda, kolejny trudny dzień będzie w czwartek, gdy odbędą się uroczystości pogrzebowe. Tego dnia nie odbędą się zajęcia dydaktyczne, szkoła zorganizuje opiekę dla dzieci, które do niej przyjdą- poinformowała.

Piątkowa tragedia

W tragicznym pożarze w escape roomie przy ul. Piłsudskiego 88, który wybuchł w piątkowe popołudnie, zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic III klasy gimnazjum. Julia, Karolina, Amelia, Wiktoria i Małgorzata. Wizytą w pokoju zagadek świętowały urodziny jednej z nich.

W pożarze poważnie ucierpiał 25-letni pracownik obiektu.

Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że przyczyną pożaru było rozszczelnienie butli gazowej. Ogień pojawił się w poczekalni. Pracownik escape roomu został odcięty od możliwości udzielenia pomocy nastolatkom.

Bezpośrednią przyczyną śmierci nastolatek było zatrucie tlenkiem węgla.

Z informacji podanych przez straż pożarną wynika, że w budynku było "wiele niedociągnięć". Urządzenia grzewcze najpewniej znajdowały się zbyt blisko materiałów łatwopalnych, a instalacje elektryczne były prowizoryczne. Nie było też drogi ewakuacji.

Opracowanie: