Śledczy przeprowadzą eksperyment w śledztwie dotyczącym tajemniczej śmierci więźnia konwojowanego przez policjantów w Lipsku na Mazowszu. Na początku maja mężczyzna, który na plecach miał ręce skute kajdankami - wyciągnął funkcjonariuszowi broń, przeładował i śmiertelnie się postrzelił - tak zeznali policjanci.

Jak dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Krzysztof Zasada, wersja policjantów budzi wiele wątpliwości prokuratorów. Także dlatego, że jeden z policjantów jadących samochodem zeznał, że w ogóle nie słyszał strzału, choć kula utkwiła nad jego głową w dachu radiowozu. Dlatego śledczy rozpatrują też inną hipotezę.

Według nich, konwojujący policjant mógł sam wyciągnąć broń, by na przykład grozić aresztantowi. Do wystrzału doszło na niewielkim rondzie, gdy samochód się gwałtownie przechylił. Być może doszło do szarpaniny i wtedy padł strzał.

Oprócz wyników eksperymentu o kierunku śledztwa zdecyduje też opinia balistyczna, a także badanie śladów prochu na ubraniach i ciałach osób znajdujących się wtedy wewnątrz pojazdu.

(abs)