"Polska nie powinna się obawiać się Europy dwóch prędkości, pozostawienia na obrzeżach Europy, bo zgodnie z prawem unijnym te grupy integracyjne powinny pozostać otwarte. A czy pozostaną otwarte? Gdzieś w tle istnieje zagrożenie, że nie, ale zgodnie z prawem wspólnotowym nie powinno takiego zagrożenia być" - uważa dr Joanna Dobrowolska-Polak, politolog z Instytutu Zachodniego w Poznaniu. "Tworzy się nowy ład międzynarodowy. Nie mówimy o wielu centrach siły, ale o trzech - USA, Chinach i Rosji. Europy tam nie ma. Więc jeśli Europa chce dalej odgrywać jedną z wiodących ról na świecie, to musi się zmienić" - uważa dr Dobrowolska-Polak.

"Polska nie powinna się obawiać się Europy dwóch prędkości, pozostawienia na obrzeżach Europy, bo zgodnie z prawem unijnym te grupy integracyjne powinny pozostać otwarte. A czy pozostaną otwarte? Gdzieś w tle istnieje zagrożenie, że nie, ale zgodnie z prawem wspólnotowym nie powinno takiego zagrożenia być" - uważa dr Joanna Dobrowolska-Polak, politolog z Instytutu Zachodniego w Poznaniu. "Tworzy się nowy ład międzynarodowy. Nie mówimy o wielu centrach siły, ale o trzech - USA, Chinach i Rosji. Europy tam nie ma. Więc jeśli Europa chce dalej odgrywać jedną z wiodących ról na świecie, to musi się zmienić" - uważa dr Dobrowolska-Polak.
Uczestnicy unijnego szczytu /OLIVIER HOSLET /PAP/EPA

Adam Górczewski: W jakim miejscu jest obecnie Europa?

Joanna Dobrowolska-Polak: Truizmem byłoby powiedzieć, że jesteśmy w kryzysie, ale w kryzysie jesteśmy. Dlatego, że świat się tak zmienił, że Europa z dotychczasowymi swoimi sposobami działania i dotychczasowymi zasadami ma duży problem, żeby na wyzwania współczesnego świata odpowiedzieć. Tym bardziej, że to już nie są wyzwania, na które można odpowiedzieć - to są zagrożenia, na które musimy odpowiedzieć. I to dość szybko.

Jakie zagrożenia?

Zagrożenia związane z trzema słowami angielskimi zaczynającymi się na in-. Pierwsze to insecurity, czyli żyjemy w świecie niebezpiecznym, niestabilnym. Drugie słówko to instability - niestabilność rozumiana jako zmiana zasad, zgodnie z którymi funkcjonuje świat. Ostatnia rzecz to injustice, czyli niesprawiedliwość, ale niesprawiedliwość, która kiedyś była daleko od Europy, a teraz nas dotyka, bo np. mamy uchodźców, którzy docierają do Europy, a kiedyś byli gdzieś daleko i nie trzeba się było nimi zajmować. Teraz mamy "niesprawiedliwość", bo uchodźcy dotarli, nie ma nam kto pomóc i musimy sobie sami z tym problemem poradzić. O ile oczywiście uważamy to za problem.

Insecurity i injustice widać np. w polityce obronnej. Unia Europejska korzystała z parasola ochronnego USA, a teraz ten parasol się kończy. Stany Zjednoczone mówią nam "Musicie wydawać co najmniej 2 procent na zbrojenia", a dla Europy to jest niesprawiedliwość, bo ktoś zabiera nam przywileje - wcześniej nie musieliśmy tyle wydawać.

Unia reaguje na te zagrożenia?

Bardzo szybkie znalezienie rozwiązań problemów, które nas nękają, nie jest możliwe, ale Unia stara się to robić. Jednym z nich jest Europa dwóch prędkości. Czy można taki pomysł wcielać w życie? Jak najbardziej, bo jest to zgodne z obowiązującym w UE prawem. Jeśli odwołamy się do traktatu lizbońskiego, to tam jest wprost napisane, że możemy tworzyć Europę dwóch, a nawet więcej prędkości w różnych obszarach. Traktat lizboński dopuszcza "koalicje chętnych państw", które mogą się zebrać i pogłębiać integrację w obszarach, w których jest im to potrzebne. Dotąd taką integrację próbowano pogłębiać np. w obszarze obronności, czyli tworzono zręby wspólnej armii. Z tym, że istotne jest to, że koalicja państw musi pozostać otwarta dla innych. Dlatego Polska nie powinna się obawiać się Europy dwóch prędkości, pozostawienia na obrzeżach Europy, bo zgodnie z prawem unijnym te grupy integracyjne powinny pozostać otwarte. A czy pozostaną otwarte? Gdzieś w tle istnieje zagrożenie, że nie, ale zgodnie z prawem wspólnotowym nie powinno takiego zagrożenia być.

Czy taki wariant Europy dwóch prędkości, jaki został zapowiedziany w Wersalu kilka dni temu, jest dla Polski zagrożeniem czy szansą? Czy Polska będzie mogła w przyszłości do tej grupy dołączyć?

Właściwie jest to pytanie do polityka... Natomiast analityk może odpowiedzieć "Tak, jeśli..." Jeśli Unia postąpi zgodnie ze swoimi zasadami, to nie jest to dla nas zagrożenie. Z tym, że musimy przyjąć, że w pewnych obszarach inne państwa będą się szybciej integrowały, a my będziemy musieli nadrobić to, czego teraz nie zrobimy, czy wykonać pracę, którą teraz wykonują państwa integrujące się. Szansa na dołączenie jednak zawsze zostaje.

Pani opisuje, że Europa jest w trudnym momencie. Czy Europa musi reagować szybko i stąd więcej konfliktów między unijnymi partnerami?

Jeśli chcemy jako Europa decydować o tym, co się dzieje na świecie, a zdecydowanie chcemy, bo Europa chce być jednym z centrów globalnej siły, to musimy zrobić coś teraz. Większość analityków, choćby na ostatniej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, była zgodna, że świat się zmienił. Tworzy się nowy ład międzynarodowy. Nie mówimy o wielu centrach siły, ale o trzech - USA, Chinach i Rosji. Europy tam nie ma. Więc jeśli Europa chce dalej odgrywać jedną z wiodących ról na świecie, to musi się zmienić. Pytanie - jak Europa ma to zrobić?

Jeśli będziemy dalej dochodzić do konsensusu długo i długo rozmawiać, mówić o przyszłych możliwościach, to wypadniemy z pierwszej ligi światowej, albo nie damy rady szybko do niej powrócić. Jeśli jednak chcemy pozostać jednym z centrów siły, czy też na takie się wykreować, to Europa musi stać się bardziej efektywna. I w tym momencie musi poświęcić coś, co do tej pory było bardzo ważne - te swoje zasady, które stanowią o wspólnotowości, o solidarności działania, o dochodzeniu do konsensusu, gdzie wszystkie państwa ustępują, ale znajdują wspólny mianownik. To długo trwa, na to nie ma obecnie czasu. Jeśli poświęcimy te zasady - będziemy bardziej efektywni. Będą się jednak działy takie sytuacje, jak na ostatnim szczycie, że będzie grupa państw, która będzie niezadowolona, i  po prostu niezadowolona będzie musiała pozostać. I teraz pytanie czy te państwa będą się na to godziły, czy nie. I znowu odpowiedzią być może jest Europa wielu prędkości. Godzimy się w pewnych obszarach i wtedy wchodzimy do koalicji chętnych państw, z którymi będziemy się bardziej integrować. Albo nie godzimy się na takie pójście na skróty, ważniejsze są dla nas zasady i pozostajemy na obrzeżach.

I znowu - czy to jest złe czy dobre? Nie wiadomo, bo być może nie musimy dokonywać wyboru między Europą ojczyzn, a ojczyzną Europa. Może utrzymamy Europę wspólnotową, czyli Europę ojczyzn na poziomie całej Unii, jak dotychczas, a część państw zacznie sama w wąskiej grupie tworzyć ojczyznę Europa. Czy my do niej później dołączymy? Może, jeśli będziemy do tego gotowi.

Na który wariant bardziej stawiają obecnie kraje Europy?

W tej chwili wydawałoby się, że wszyscy się jednoczą, obecnie rządzący politycy uważają, że powinna być ojczyzna Europa. Ale jak spojrzymy na to, co dzieje się na świecie i też w wielu państwach europejskich, to mamy do czynienia z protekcjonizmem i odwrotem od takiej chęci tworzenia wspólnej jednej wielkiej ojczyzny. Czekają nas wybory we Francji, Holandii, Niemczech. Wszyscy zadają sobie pytanie, czy wygrają partie prawicowe, które opowiadają się za protekcjonizmem, takie "trumpowskie" partie, czy też wygrają raczej partie, które dalej będą chciały tworzyć wielki model integracji europejskiej - jednego wielkiego państwa.

Czy Europa jest w takim momencie, że kończą się długie dyskusje, a zaczyna się szybkie działanie?

Niestety jesteśmy chyba do tego zmuszeni. Zaczyna się czas szybkiego działania, bo tego wymaga od nas świat. Świat wymaga szybkich decyzji, bo czas się szybko zmienia, tworzy się nowy ład. Jeśli nawet chiński minister spraw zagranicznych nawołuje, że musimy się zastanowić, co się dzieje i być może przywrócić działanie ONZ, przywrócić działanie prawa - to znaczy, że mamy kryzys. A jeśli jesteśmy w kryzysie, to musimy działać szybko.