Nieumyślne spowodowanie śmierci - taki zarzut może usłyszeć mężczyzna, który wczoraj w Rybniku zostawił w samochodzie trzyletnią córkę i poszedł do pracy. W upale dziewczynka zmarła. Ojciec nie został jeszcze przesłuchany. Po tragedii trafił do szpitala psychiatrycznego.

40-letni mężczyzna będzie przesłuchany najszybciej, jak to możliwe, ale o tym zdecydują lekarze. Od wczoraj przebywa w szpitalu psychiatrycznym i to na oddziale zamkniętym. Na razie nie wiadomo, kiedy możliwa będzie jakakolwiek rozmowa z nim, nie mówiąc już o przesłuchaniu.

Pomocy lekarskiej potrzebowała również matka dziewczynki. Jej także nie udało się dotąd przesłuchać.

Zaraz po tragedii prokurator zarządził sekcję zwłok trzylatki. Da ona odpowiedź na pytanie o przyczynę śmierci dziecka.

Miał zawieźć córkę do przedszkola

40-latek rano zabrał córkę z domu, w drodze do pracy miał zawieźć ją do przedszkola. Nie pojawił się tam, pojechał do firmy. Zaparkował na firmowym parkingu, poszedł do pracy i na cały dzień zapomniał o dziecku.

Dopiero po pracy, gdy wrócił po auto, zorientował się, że jego córka cały dzień spędziła w nagrzanym do granic możliwości samochodzie. W środku mogło być nawet 70 stopni Celsjusza.

Ojciec próbował reanimować nieprzytomną trzylatkę, ale na pomoc było już za późno.

Kiedy zorientował się, że jego córka zmarła, doznał szoku. Były próby rozmowy z ojcem, ale jego tłumaczenia były tak nielogiczne i chaotyczne, że nie udało się wiele ustalić. Tym rozmowom towarzyszyła pewna doza prawdopodobieństwa - tłumaczyła wczoraj Aleksandra Nowara z policji w Rybniku.

Wystarczy 15 minut, by w mózgu dziecka zaszły nieodwracalne zmiany

We wtorek policja w całym kraju miała kilka interwencji ws. dzieci pozostawionych w zamkniętych samochodach. Ludzie pytają mnie, co robić, gdy widzimy dziecko zostawione w samochodzie w czasie upału. Przede wszystkim trzeba zareagować. Nie bójmy się nawet wybić szyby, jeśli trzeba - apelował rzecznik praw dziecka Marek Michalak. To może uratować życie dziecku. Jest to właściwe zachowanie, jeśli ktoś jest na tyle nieodpowiedzialny, że zostawia bezbronnego człowieka wewnątrz samochodu. Przecież tam jest jak w piekarniku - podkreślał.

Adrian Stanisz ze Społecznego Komitetu Ratowników Medycznych przestrzegał w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Grzybem, że "kiedy mamy temperaturę po dwadzieścia kilka czy nawet trzydzieści stopni, temperatura w środku w zamkniętym aucie - bez uchylonych szyb, bez włączonej klimatyzacji - wzrasta nawet do 50 stopni Celsjusza. A czasami jeszcze wyżej".

Dziecko ma siłę na płacz przez zaledwie kilka minut, a i tak tego płaczu najprawdopodobniej nikt nie usłyszy. Dziecko najpierw jest osowiałe, (...) potem traci przytomność. W konsekwencji dochodzi do zatrzymania akcji serca - mówił. Pytany, po jakim czasie może dojść do śmierci dziecka, odpowiedział: Tak nagrzany samochód i taka wysoka temperatura to jest kwestia 10 czy 15 minut. U dzieci starszych czy u osób dorosłych ten czas może się wydłużyć, ale przy takich temperaturach to są dosłownie minuty, kiedy mogą zajść nieodwracalne zmiany i nie ma odwrotu - dochodzi do zgonu.