Sejm uchwalił w środę ustawę o przymusowym leczeniu w ośrodkach zamkniętych osób po wyrokach za ciężkie przestępstwa na tle seksualnym. Sprawa budzi liczne kontrowersje prawników i lekarzy.

Ustawę poparło 408 posłów, trzech było przeciw, 30 wstrzymało się od głosu. Teraz ustawa trafi do Senatu.

Prace nad przepisami podjęto wobec zbliżających się terminów zakończenia wyroków więzienia odbywanych przez seryjnych zabójców, którym kary śmierci zamieniono po 1989 r. na kary 25 lat więzienia. Projektem zajmowała się specjalnie powołana komisja. W nowych przepisach chodzi o "osoby z zaburzeniami psychicznymi stwarzające zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób". Resort sprawiedliwości podkreśla, że przepisy mają dać możliwość wysłania na terapię osób, które odbyły karę, lecz zachodzi obawa, że znów popełnią przestępstwo.

Aby uniknąć zarzutu niekonstytucyjności (podwójnego karania za ten sam czyn), decyzję o skierowaniu do ośrodka zamkniętego powiązano nie z kończącym się wyrokiem, ale z aktualnymi cechami osobowości sprawcy.

Według rządowej propozycji takie osoby sąd mógłby umieścić w specjalnie utworzonym Krajowym Ośrodku Terapii Zaburzeń Psychicznych lub zastosować dozór policyjny. Przyjęta przez Sejm poprawka zmieniła tę nazwę na Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym.

Postępowanie byłoby wszczęte na wniosek dyrektora zakładu karnego, gdy konieczność taką wskażą opinie psychiatryczne i psychologiczne. Przed wydaniem decyzji sąd musiałby poznać opinię o sprawcy dwóch biegłych psychiatrów, a w niektórych wypadkach także psychologa i seksuologa. Inni mogliby trafić pod dozór policji.

W debacie za projektem opowiedzieli się posłowie PO, PSL i SLD. TR zapowiadał, że wstrzyma się w głosowaniu i zwróci się do prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby przed złożeniem podpisu na ustawie, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Kluby PiS i SP miały zastrzeżenia do projektu, choć deklarowały, że popierają ideę ochrony społeczeństwa przed zbrodniarzami wracającymi na wolność.

Posłowie obu tych klubów wyrażały też obawę, że ustawa da zbyt duże pole do nadinterpretacji, dzięki czemu do zakładów zamkniętych będą mogły trafiać również "niewygodne dla władzy" osoby skazane za drobniejsze przestępstwa. Dlatego klub PiS zgłosił dwie poprawki: chciał ograniczyć obowiązywanie ustawy do najgroźniejszych zbrodniarzy i ustalić, że ma ona obowiązywać wobec osób skazanych na karę minimum 10 lat więzienia.

Jedna z tych poprawek została wycofana, a druga odrzucona w głosowaniu, po tym jak resort sprawiedliwości uznał je za niekonstytucyjne, bo naruszające zakaz podwójnego karania. Jak wyjaśniał wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, tak sformułowane poprawki pozwalałyby na powiązanie umieszczenia skazanego w zakładzie zamkniętym z faktem wcześniejszego skazania, więc nie przeszłyby testu konstytucyjności.

Resort sprawiedliwości oraz szefowa komisji Elżbieta Radziszewska odrzucali zarzuty, że projekt może się okazać niekonstytucyjny. Jak podkreślono, pozytywne opinie o podobnej ustawie uchwalonej w Niemczech wyraziły niemiecki trybunał konstytucyjny, a także Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Odrobiliśmy tę lekcję - zapewniał we wtorkowej debacie Królikowski.

(jad)