Od ponad roku nie może ruszyć proces autolustracyjny Kazimierza Kujdy - ujawnia "Rzeczpospolita". To wieloletni współpracownik prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego i były szef spółki Srebrna.

Od ponad roku nie może ruszyć proces autolustracyjny Kazimierza Kujdy - ujawnia "Rzeczpospolita". To wieloletni współpracownik prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego i były szef spółki Srebrna.
Kazimierz Kujda /Jacek Turczyk /PAP

Jak ujawnia "Rzeczpospolita", Sąd Okręgowy w Warszawie od kwietnia 2019 r. czeka na opinię Instytutu Pamięci Narodowej dot. oświadczenia lustracyjnego Kazimierza Kujdy. Jej brak wstrzymuje proces byłego prezesa spółki Srebrna i byłego szefa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. 

Dlaczego odpowiedzi IPN-u wciąż nie ma? Jak ujawnia "Rzeczpospolita", sąd nie wyznaczył Instytutowi konkretnego terminu. Sam Instytut nie odpowiedział dziennikowi na pytania o przyczyny zwłoki w tej sprawie.

Kontrowersje wokół Kujdy pojawiły się w lutym 2019 r, kiedy na jaw wyszła jego współpraca z Służbami Bezpieczeństwa PRL. Sprawę, przedstawiając m.in. zawartość teczek, opisali dziennikarze "Gazety Wyborczej" i portalu Onet. Także "Rzeczpospolita" podawała, że Kujda "widnieje w jawnym już inwentarzu IPN jako tajny współpracownik o pseudonimie Ryszard, który współpracę miał rozpocząć w 1979 r. w Siedlcach - zgadza się jego data urodzenia". Według "Rz", w 2002 r. teczka Kazimierza Kujdy decyzją ówczesnego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego trafiła do zbioru zastrzeżonego IPN, a do publicznego katalogu przekazano ją dopiero w 2018 r.

Nazwisko Kujdy pojawiło się też w publikacji "Gazety Wyborczej", która ujawniła zapis jego rozmowy z austriackim przedsiębiorcą Geraldem Birgfellnerem, którego firmy miały przygotować inwestycję budowy dwóch wieżowców dla powiązanej z PiS spółki Srebrna w Warszawie.

"Wskoczył w SB-eckie szambo, a potem się z niego wygrzebał"

Prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP z 2019 r. przekonywał, że nie wiedział o współpracy Kujdy z SB. Dowiedziałem się dopiero, gdy sprawa wybuchła w mediach. Gdy powstawał zbiór zastrzeżony nie byliśmy przy władzy. Zielonego pojęcia nie miałem o sprawie. Nie ukrywam, że ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nigdy nie zauważyłem niczego, co by wskazywało na to, że Kazimierz Kujda działa przeciwko nam, czy spółce, a spółka była atakowana. Zawsze się sprawdzał - wspominał. Nie usprawiedliwiam w żadnym wypadku jego współpracy. Ale prawdopodobnie był agentem pięciorzędnym, przy czym tak naprawdę współpraca trwała kilkanaście miesięcy. Od 1981 roku zaczął się z niej wykręcać. Zastrzegam, że nie znam tych materiałów, tylko omówienia. Pokazują one człowieka, który wskoczył w SB-eckie szambo, a potem się z niego wygrzebał. To, że wskoczył, jest bardzo wielkim grzechem - dodał.