Miały być batem na urzędników i nieuczciwe firmy. Dochodzenie roszczeń okazuje się trudne. Wiele pozwów grupowych nigdy do sądu nie trafi - pisze "Rzeczpospolita". Instytucja pozwu zbiorowego funkcjonuje od 19 lipca. Może go składać co najmniej dziesięć osób, jeśli ich roszczenia wynikają z jednego zdarzenia, np. katastrofy, czyjegoś, np. urzędu, zawinienia.

Z grupowego dochodzenia odszkodowania wycofała się właśnie grupa powodzian, mieszkańców podkrakowskiego Bieżanowa Starego i Złocienia zrzeszonych w komitecie Dolina Serafy. Sześć razy byliśmy zalewani w tym roku z winy urzędników, zapaliliśmy się więc do pozwu zbiorowego, ale widzimy, że jest dla nas zbyt ryzykowny - mówi Anna Mroczek, ich przedstawicielka, z zawodu ekonomistka. Obawiamy się zwłaszcza kosztów ekspertyz i analiz, które sąd może zarządzić, a ta procedura nie przewiduje zwolnień z kosztów sądowych.

W Krakowie jest inna grupa: poszkodowanych otwarciem śluzy na zbiorniku na Dłubni, niewielkim, ale, jak się okazuje, groźnym lewym dopływie Wisły, zalanych w jednej z późniejszych tegorocznych lokalnych powodzi. Największą trudność sprawia ustalenie jednakowego zryczałtowanego żądania. Jeżeli mam klienta, który swoją szkodę oszacował na 77 tys. zł, i dwóch, którzy szacują swoje na 60 tys. zł, to nie mogą żądać więcej niż po 60 tys. zł. Sąd nie zasądzi bowiem ponad szkodę. Ten trzeci musi zatem zrezygnować z 17 tys. zł - wskazuje Marcin Kosiorkiewicz, krakowski adwokat, który prowadzi tę sprawę.

Zdaniem Dominika Gałkowskiego, adwokata z kancelarii Kubas, Kos, Gaertner, która za tydzień ma złożyć pozew ponad 20 powodzian z Sandomierza, wymóg zryczałtowania roszczenia jest niepotrzebną przeszkodą.

Barier jest jednak więcej, jedną z pierwszych, na jaką natykają się autorzy pozwu zbiorowego, to opłata (wpis). Chociaż jednym z dobrodziejstw tej ścieżki jest to, że wynosi ona 2 proc. żądania i nie więcej niż 100 tys. zł (w zwykłym procesie jest 5 proc.), to wciąż może być to znaczna kwota. Tymczasem nie ma w tych sprawach możliwości występowania do sądu o zwolnienie z wpisu.

Liczyłam się z tym - mówi adwokat Małgorzata Szczypińska-Kozioł, która złożyła jeden z pierwszych pozwów w imieniu 378 osób zarażonych złośliwym wirusem żółtaczki. Ale zanim zażądałam od tych chorych ludzi 100 tys. zł, chciałam mieć formalną decyzję sądu. Mamy jednak te pieniądze i zdążymy w ciągu siedmiu dni.

Tego rodzaju terminów procesowych i żądań sądu najbardziej się obawiam - mówi mec. Marcin Kosiorkiewicz. Przy jednym czy dwóch klientach można wytknięte braki uzupełnić, ale przy licznej grupie może nie starczyć czasu. Dlatego prawnik podejmujący się grupowego procesu musi mieć do pomocy zarówno prawników, jak i odpowiednie biuro.