W najbliższych dniach może się zdarzyć, że dłużej poczekamy na połączenie z numerem alarmowym 112 lub nasze zgłoszenie odbierze operator na drugim końcu Polski. Wszystko przez pilnie organizowane szkolenia i egzaminy operatorów, które były zawieszone na czas pandemii.

Część operatorów musi uzyskać niezbędne certyfikaty.

Według ustaleń reportera RMF FM, problem dotyczy nawet ponad 400 osób, czyli więcej niż 1/3 wszystkich operatorów numeru alarmowego w kraju. 

To wszyscy nowi operatorzy, którzy przyszli do pracy tuż przed lub w trakcie pandemii. Powinni uzyskać certyfikat poprzedzony szkoleniem i egzaminem - stan epidemii zawiesił ten wymóg. 

Do 28 września każdy operator 112 będzie musiał mieć za sobą szkolenie i egzamin. 

Problem w tym, że operatorów jest mało - są braki w grafikach i wystarczy, że kilka osób z danego centrum powiadamiania wypada z grafiku na czas egzaminu i nie ma go kim zastąpić.

Wiceminister spraw wewnętrznych Maciej Wąsik zapewnia jednak, że problemu nie ma i szkolenia powinny zakończyć się do 28 września. 

Operatorzy twierdzą jednak, że kłopoty są. Po pierwsze - ich zdaniem - resort poszedł na skróty i kurs w krajowym centrum szkoleniowym zastąpiono szkoleniem on-line. Po drugie przez egzaminacyjny sprint w ostatnich dniach wydłuża się czas oczekiwania na połączenie z operatorem, bo chwilami nawet 1/3 połączeń alarmowych odbierana jest w zupełnie innym regionie kraju, w tzw. dyspozytorni zastępującej. 

Jak to wygląda w praktyce?

Największe centrum powiadamiania ratunkowego działa w Katowicach. Pracuje tam łącznie 112 operatorów numeru alarmowego. 36 osób musi do 28 września uzyskać certyfikat. Jak powiedział dziennikarce RMF FM Annie Kropaczek dyrektor centrum Tomasz Michalczyk, egzaminy nie zakłócają pracy centrum powiadamiania ratunkowego, bo operatorzy nie przystępują do nich jednocześnie. Jak twierdzi, w Katowicach nie ma problemu z ułożeniem grafików. Egzaminy odbywają się zdalnie i trwają do 1,5 godziny.

Również Jarosław Władczyk, rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiego zapewnia, że braki operatorów nie wpłyną na długość przyjmowania zgłoszeń i wysyłania pomocy. Jak mówi, nie ma znaczenia miejsce odebranie zgłoszenia. To jednolity system obsługiwany przez ogólnopolską sieć dyspozytorni - podkreśla Władczyk. Może się tak zdarzyć oczywiście, że dzwoniąc z Poznania na nr 112 nasze połączenie będzie obsłużone przez centrum powiadamiania ratunkowego w Lublinie, a ostatecznie karetkę wyśle np. dyspozytor medyczny z Warszawy. Nawet w takiej sytuacji do osoby potrzebującej pomocy zostanie wysłana karetka mająca najkrótszy czas dojazdu - zapewnia.

Do tej pory podobne sytuacje miały miejsce na przykład w miejscowościach znajdujących się na granicach województw. Przykładowo zgłoszenie z Koła odebrano w Łodzi, a karetka dojechała z województwa mazowieckiego.