Do jutra ministrowie i wojewodowie mieli zredukować zatrudnienie w urzędach do poziomu z 2007 r. Taki termin wyznaczył im premier. Zalecenia i prośby nie przyniosły zamierzonego efektu - stwierdza "Dziennik Gazeta Prawna".

Tylko nieliczne ministerstwa zdecydowały się na grupowe zwolnienia. Pozostałe mówią wprost, że nie zamierzają i nie planują zwolnień grupowych.

Do 30 września liczba urzędników miała osiągnąć poziom z końca 2007 roku. Wówczas w urzędach zatrudnionych było 296,4 tys. Zajęcie powinno więc stracić do 27,5 tys. urzędników. Tymczasem pracy nie straci nawet tysiąc osób.

W dodatku urzędy wciąż publikują w internecie ogłoszenia o wolnych stanowiskach. Praca czeka na 235 osób.

Jednak prawdziwa lawina ofert pracy w urzędach dopiero przed nami, zaczną się pojawiać zaraz po wyborach. Po tych z 2007 roku zatrudnienie w administracji rządowej wzrosło o kilka tysięcy i teraz będzie pewnie podobnie - stwierdza dziennik.