Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym i jego otulinie objął maksymalnie nieco ponad 5,5 tys. ha gruntów Skarbu Państwa i prywatnych - mówi dyrektor parku Andrzej Grygoruk. Straty, jakie ogień wywołał w przyrodzie, będą dokładnie oceniane. Dyrektor parku uważa, że pożar spowodował podpalacz. Wyznaczył nagrodę za jego wskazanie.

Pożar bagiennych łąk i lasu w tzw. basenie środkowym Biebrzańskiego Parku Narodowego wybuchł wieczorem 19 kwietnia. Trwał tydzień. Strażacy zakończyli w niedzielę po południu.

Z ostatnich danych zebranych przez dyrektora Biebrzańskiego PN Andrzeja Grygoruka wynika, że ogień objął maksymalnie 5,526 tys. ha - na terenie parku - 4,580 tys. ha, a w jego otulinie 946 ha. Tam leży m.in. las wroceński, gdzie akcja gaśnicza trwała najdłużej. Z tego własności Skarbu Państwa objętych pożarem było 3,305 tys. ha, a własności prywatnej 2,221 tys. ha - dodał Grygoruk.

Poinformował też, że ok. 100 ha siedlisk objętych "Naturą 2000" było - jak mówił - "pod wpływem pożaru". Dodał, że na tym terenie występuje kilkanaście gatunków ptaków, ale obecnie zbierane są dokładne informacje. Według wstępnych szacunków, koszty prowadzenia akcji sięgają 10 mln zł. Trudno natomiast wyliczyć finansowe straty, jakie poniosła natura. Bo jak wycenić bezcenną przyrodę, która spłonęła w tym dramatycznym pożarze? Poza tym ogień strawił nie tylko dom, ale też bazę pokarmową dla żyjących tu zwierząt. Będą więc dalsze konsekwencje tych wydarzeń - podkreśla w rozmowie z Onetem Andrzej Grygoruk.

Dyrektor BPN jest przekonany, że doszło do celowego podpalenia łąk. Dlatego podjął decyzję o wyznaczeniu 10 tys. zł nagrody za wskazanie sprawcy. To nie było wypalanie traw, na terenie Parku tego problemu nie ma. Prawo tego zakazuje i ludzie mieszkający na tym terenie zazwyczaj się do tego stosują. To musiało być podpalenie. Zwłaszcza że w ostatnim czasie doszło w sumie do kilkunastu pożarów w kilku różnych miejscach, tak, jakby ktoś wzniecał je rozmyślnie - mówi w rozmowie z Onetem Andrzej Grygoruk.

Teren parku patrolują pracownicy. Na terenie lasku wroceńskiego widać było w poniedziałek "zarzewia dymu" na terenie kilkunastu hektarów. Miejsca te dogaszają pracownicy parku, strażacy ochotnicy i żołnierze WOT. Gierasimiuk dodał, że zadymienia na tym terenie wciąż mogą występować, potrzebny jest deszcz, aby je ugasić.

Jak poinformował PAP w poniedziałek po południu rzecznik Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku Tomasz Gierasimiuk, przed południem straż otrzymała zgłoszenie o paleniu się łąki o pow. 150 mkw. powyżej lasku. Pożar został ugaszony i więcej zgłoszeń nie było.