Ministerstwo Infrastruktury chce zdobyć pięć miliardów złotych na inwestycje drogowe z listy rezerwowej. Na wszystkie odcinki potrzeba aż 42 miliardów. Pieniądze mogą pochodzić z puli, której nie wykorzystali kolejarze oraz z oszczędności na innych przetargach drogowych. Tym problemem miał się dzisiaj zająć rząd, ale w ostatniej chwili wypadł on z listy - ustalił reporter RMF FM Paweł Świąder.

Urzędnicy obiecywali, ale nie zdążyli przygotować projektu. Czas odgrywa tutaj bardzo ważną rolę, bo część z tych 30 inwestycji jest już na etapie przetargów.

Rząd będzie miał trudny orzech do zgryzienia, bo tylko budowa trasy S17, w sprawie której mają dziś protestować mieszkańcy Lublina, ma kosztować 3 miliardy złotych. A rząd może znaleźć zaledwie 4 miliardy, dlatego trudno jest dyskutować z liczydłem.

Ono pokazuje taki wynik, jak wynika z dodawania i odejmowania, a nie taki, jaki wynika z presji społecznej, bądź z faktu, że ta droga jest w danym miejscu potrzebna - studzi zapał pikietujących wiceminister infrastruktury Radosław Stępień.

Rząd zapowiedział, że zajmie się tym problemem wkrótce.