"Nigdy nie brałem żadnych pożyczek od partii zagranicznych. Moje kategoryczne 'nie' dotyczy i pożyczek, i finansowania" - mówi o ostatnich rewelacjach Pawła Piskorskiego Janusz Lewandowski, unijny komisarz i pierwszy lider Kongresu Liberalno-Demokratycznego. "Naszymi partnerami byli wyłącznie liberałowie, nie mieliśmy kontaktów z CDU. Paradoksalnie, jedynym człowiekiem, który kontaktował się z CDU, był Paweł Piskorski" - podkreśla. Przyznaje, że nie wytoczy Piskorskiemu procesu w trybie wyborczym: "Trzeba mieć twardy, jednoznacznie kierowany wobec siebie zarzut. Tutaj jestem ochlapany przy okazji".

Kuba Kaługa: Premier Donald Tusk powiedział, że nie pozwie Pawła Piskorskiego w trybie wyborczym, bo nie kandyduje w wyborach do europarlamentu, a nie ma czasu na procesy cywilne. Pan kandyduje do Parlamentu Europejskiego - zdecyduje się pan na złożenie takiego pozwu w trybie wyborczym?

Janusz Lewandowski: Robili te insynuacje ludzie, którzy wiedzą, jak to się robi, żeby ochlapać kogoś błotem, a jednocześnie wywinąć się z procesów. Ja miałem parę takich szybkich akcji wyborczych, ale tu prawnicy, analizujący treść tego komunikatu, widzą, że oskarżonymi o te bzdury są głównie premierzy, czyli Tusk i Bielecki, a ja jestem ochlapany niejako przy okazji. Czyli nie ma jakichś specjalnych powodów do procesu. Ja w ogóle z niezwykłym oporem czy niechęcią wdaję w taki typ kampanii wyborczej - ja sobie ją zupełnie inaczej wyobrażałem. Podsumujemy naprawdę imponujące 10-lecie (Polski w UE - przyp. red.), jest o czym rozmawiać, jeśli chodzi o szanse na przyszłość, bo je współtworzyłem - i o tym powinny być wybory, o tym powinna być kampania.

Ale dziś nikt nie mówi o 10-leciu, wszyscy mówią o rzekomym finansowaniu KLD przez CDU, czy też wspieraniu, pożyczaniu pieniędzy - różnie to jest nazywane. Pan był przecież przewodniczącym Kongresu przed Donaldem Tuskiem, więc to w pana również jakoś uderza. Może jednak trzeba by tę sprawę jakoś wyjaśnić?

Więc wyjaśniamy. Ja zdecydowałem się na tę rozmowę, żeby w jakiś sposób to wyjaśnić. Rzeczywiście zawsze są chętni do brudnej kampanii, niezawodny jest w takich sytuacjach Korwin-Mikke, ale tym razem numerem 1 jest rzeczywiście Piskorski i "Wprost". Skoro takie insynuacje padły, to chciałem kategorycznie powiedzieć, że nigdy nie brałem żadnych pożyczek od partii zagranicznych, ani mi to do głowy nie przyszło, ani nie mam w tej sprawie żadnej wiedzy, czyli musi być to głęboka nieprawda, że KLD w owych czasach był finansowany z zagranicy. Zresztą tu się chyba Piskorskiemu - który od początku robił wrażenie człowieka nachalnie czy bezwstydnie interesownego materialnie - zupełnie wszystko pomieszało. Ja byłem liderem tego środowiska przez pierwsze trzy lata, a naszymi partnerami byli wyłącznie liberałowie. Myśmy nie mieli kontaktów z CDU. Piskorski ma takie wyobrażenie - jak to on - że przy wszystkich napięciach i problemach tej epoki Kohl może rozmawiać z Bieleckim o finansach partyjnych. To jest zupełna bzdura, ale taki jest świat według Piskorskiego. W tym czasie byliśmy uczestnikami różnych spotkań liberałów, czyli FDP. CDU przyszło później. Paradoksalnie, jedynym człowiekiem, który kontaktował się z CDU, był Paweł Piskorski. Został wyznaczony do takiej polsko-niemieckiej fundacji młodzieżowej. To się zupełnie nie trzyma prawdy tego czasu.

Skoro to jest głęboka nieprawda - tak pan powiedział - to może trzeba złożyć pozew, pokazać, że macie czyste ręce i nie macie nic do ukrycia? Mimo wszystko jest to dwuznaczne.

Tu wracamy do czysto proceduralnych spraw. Ja miałem kilka takich akcji wyborczych - trzeba mieć twardy, jednoznacznie kierowany wobec siebie zarzut. Tutaj jestem ochlapany przy okazji. Potrąca się tę nutę prywatyzacji i przypomina się - to jest nieprawda, tylko trudno z tego zrobić proces - że niejaki Kubiak - zresztą bardzo kolorowa postać, człowiek, który stworzył musical "Metro" czy sponsorował Edytę Górniak - był moim doradcą. To jest nieprawda - rzeczywiście, pomagał nam, ale w sposób całkowicie legalny. Na kilkaset różnych operacji prywatyzacyjnych i tabuny doradców ja go przywołałem raz - i to bardzo optymistyczny przypadek, który jest wart opowiadania. Moi ludzie w ministerstwie, którzy byli skłonni do każdego ryzyka - myśmy ryzykowali w sposób młodzieńczy, którego bym nie zaryzykował dzisiaj... W przypadku tak zwanego Polkoloru Piaseczno moi ludzie powiedzieli, że to jest bardzo dobra technologia, ale w sensie finansowym bankrut i tego się nie da uratować. Wtedy Kubiak przyszedł z pomysłem, jak to zrobić, kontrowersyjnym, który mógłby być usprawiedliwiony tylko w sytuacjach czysto ratunkowych. Polkolor ocalał i wszedł w joint venture z Thomsonem jako zdrowa część firmy. Ja bym nie zalecał tego typu operacji w momencie, kiedy można spokojnie to przeprowadzić, ale później go naśladowano w sytuacjach kryzysowych. Gdy pada takie słowo, że klasycznym przykładem doradcy jest Kubiak, to jest nieprawda. On był przywołany raz na kilkaset przypadków i to w dodatku w dobrej sprawie. Tylko czy z tego można robić proces? Wątpię.

Analogicznie może się tak stać, że w przyszłości wszyscy będą twierdzić, iż KLD brał pieniądze od CDU. Może zatem trzeba dzisiaj, dopóki to jest gorący temat, uciąć to drogą procesową?

Ale tu wracamy do tego, co muszą zanalizować prawnicy, nie ja.

A teraz trwa taka analiza?

Była przeprowadzona i rzeczywiście to jest zrobione przez ludzi, którzy wiedzą, jak ochlapać, żeby się wywinąć... A przecież tak pisze się tego typu artykuły, w gorączce wyborczej. Ale ta brudna robota jest zawsze znamieniem kampanii w stylu kogoś, kto nie ma nic sensownego do zaproponowania. Wtedy tak się brzydko chwyta... Rzeczywiście tymi, którzy są wymienieni w kontekście pieniędzy CDU - a przypominam, że wedle mojej wiedzy w 1991 roku jedynym człowiekiem, który się kontaktował z CDU, był Paweł Piskorski - są Bielecki i Tusk. Obaj nie kandydują. Natomiast jestem ochlapany przy okazji, tak że łatwo po prostu zawadzić o to. Więc z tego chyba nie da się zrobić sensownego procesu, ale cały czas to jest analizowane, być może na zasadzie mniej gorączkowej, spokojnej będzie to można prowadzić przez procesy cywilne, po wyborach.

Gdyby był pan tam wymieniony z nazwiska, to by pan taki pozew złożył? Bez wahania?

Oczywiście, bo wtedy sytuacja byłaby jasna. Kategorycznie zaprzeczam, wiem, że nigdy nie brałem tego typu pożyczek, że nic nie wiem, jakoby KLD brało i w dodatku wydaje mi się, że w 1991 roku myśmy się w ogóle nie kontaktowali z CDU. Partnerami byli liberałowie, a jedynym kontaktującym się, zresztą człowiekiem, który od początku wydawał się niesłychanie interesowny, bezwstydnie interesowny materialnie, w dodatku najmłodszy z naszego grona, najszybciej się bogacił...

A pan rozmawiał kiedyś z Pawłem Piskorskim o pieniądzach?

No być może kiedyś mnie sprowokuje do takiego wyznania, w jaki sposób przeprowadzał rozmowę jako sekretarz KLD ze mną jako ministrem prywatyzacji, ale muszę sobie przypomnieć dokładnie jej okoliczności.

Ze strony Pawła Piskorskiego padają słowa nie tyle o pożyczkach, co o finansowaniu. Rozumiem więc, że pożyczek nie było. A było finansowanie?

Absolutnie nie. To moje kategoryczne "nie" dotyczy i pożyczek, i finansowania. Nie jest mi znany żaden tego typu fakt. Ale jeszcze raz powtarzam: najbardziej się pomyliło Piskorskiemu w tym wyznaniu, że to jest rok '91, kiedy myśmy za partnerów - bo ja wtedy byłem liderem i pamiętam to dokładnie - że liderami naszymi byli liberałowie europejscy, a więc po stronie niemieckiej FDP, a nie CDU. Jedynym człowiekiem, który kontaktował się z CDU, był Paweł Piskorski. Miał za zadanie rozwijanie fundacji polsko-niemieckiej. Co tam robił, nie wiem. Za to, co on robi, nigdy bym nie dał głowy, bo od początku uważałem, że jest to człowiek bardzo głęboko interesowny materialnie.

Czy pan rozmawiał z premierem o tej sytuacji? Zastanawialiście się wspólnie, co zrobić?

Nie, jeszcze nie rozmawiałem, bo premier krąży, namawia Madryt na unię energetyczną. Generalnie panuje wśród nas przekonanie, że osoba tak mało wiarygodna nie powinna być bohaterem mediów. Takie kampanie są okazją do rozmowy o tym, jak wykorzystaliśmy 10-lecie i co zrobić w przyszłości, naprawdę jest o czym rozmawiać. A zawsze znajdzie się ktoś, kto zabrudzi kampanię. Rzeczą mediów jest odcedzenie tego, co jest istotne w kampaniach tego typu - bo Europa jest na zakręcie, to są naprawdę bardzo ważne wybory - od tego, co jest w Polsce niestety smutną tradycją, co nie jest moim stylem, bo nigdy takiej kampanii nie uprawiałem - czyli zabrudzenia, ochlapania.