Dwóch złodziei z Bierzwnika w Zachodniopomorskiem śmiało można porównać do członków "gangu Olsena". Najpierw wyrzucili większość ukradzionych pieniędzy, bo ich nie zauważyli. Potem złapali ich policjanci, bo paradowali z ukradzioną damską torebką. Przestępcy mogą trafić do więzienia nawet na pięć lat.

Historia niczym ze scenariusza popularnego duńskiego filmu ma swój początek na parkingu przed domem jednej z mieszkanek Bierzwnika. Zaparkowała tam samochód, którym przyjechała z banku. Wypłacone z bankowej kasy pieniądze schowała w torebce, którą zostawiła w aucie. Dodatkowo - nie zamknęła drzwi. Gdy po godzinie wróciła do samochodu, torebki już nie było.

Kobieta domyśliła się, kto mógł ją ukraść. Policji od razu powiedziała o podejrzeniach, że zrobili to dwaj mężczyźni - 39- i 49-latek. Jak później ustalili policjanci, z ukradzioną torebką natychmiast poszli do sklepu na zakupy. I tu zaczyna się wręcz filmowa część opowieści.

Jeden ze złodziei wszedł do sklepu z damską torebką na ramieniu. To wzbudziło czujność ochrony. Ich obecność w sklepie z łupem nagrał sklepowy monitoring. Nagranie pogrążyło potem złodziei.

Zanim zostali zatrzymani przez policję, postanowili pozbyć się torebki. Wyjęli z niej portfel, w którym było 700 złotych. Nie sprawdzili, czy w środku są jeszcze jakieś pieniądze i wyrzucili ją w krzaki. Tymczasem tuż obok portfela było papierowe zawiniątko, w którym było kolejne 6 tysięcy złotych.

Nieudolnych złodziejaszków niedługo później schwytali policjanci. Grozi im 5 lat więzienia.