Spodziewał się zatrzymania i sam się zgłosił do prokuratury Gorzowie Wielkopolskim. Chodzi o kolejnego podejrzanego w głośnej sprawie polskich "obozów pracy" we Włoszech. Mężczyzna podejrzewany o udział w handlu ludźmi był poszukiwany od siedmiu miesięcy. Według policji, mężczyzna był członkiem zorganizowanej grupy przestępczej czerpiącej zyski z tego procederu.

Marcin W. był poszukiwany od siedmiu miesięcy. Ponieważ mieszkał za granicą, sprawdzano kolejne miejsca, w których mógł przebywać. Mężczyzna był świadomy, że nie uniknie zatrzymania. Z tego powodu przyjechał do kraju i sam zgłosił do prokuratury - powiedział rzecznik lubuskiej policji Sławomir Konieczny.

Prokuratura Okręgowa w Gorzowie przedstawiła Marcinowi W. zarzuty związane z wykorzystywaniem Polaków zatrudnionych na plantacji mandarynek i oliwek w miejscowości Marina di Sibari we Włoszech. Podejrzany miał tam pełnić rolę tzw. kapo, który nadzorował pracowników.

34-latek usłyszał zarzuty dotyczące handlu ludźmi, obejmujące 41 pokrzywdzonych. W procederze miał brać udział od października 2009 do stycznia 2010 roku - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Dariusz Domarecki. Podczas składania wyjaśnień Marcin W. nie przyznał się do przedstawionych mu zarzutów.

Z uwagi na grożącą podejrzanemu surową karę (od trzech do 15 lat więzienia), brak stałego miejsca zamieszkania oraz w obawie matactwa, prokurator wystąpił do sądu z wnioskiem o aresztowanie mężczyzny.

Pierwsze zatrzymania do tej sprawy miały miejsce w grudniu ub. roku. Wówczas aresztowano dwoje pośredników, którzy mieli werbować w kraju Polaków do niewolniczej pracy we Włoszech.

51-letnia mieszkanka Mazowsza i 46-letni mieszkaniec woj. dolnośląskiego usłyszeli zarzuty współdziałania w zorganizowanej grupie przestępczej oraz przestępstwa handlu ludźmi do pracy, w warunkach zbliżonych do niewolniczych. Dotychczas w sprawie tej aresztowano trzy osoby (bez Marcina W.).

Na wspomnianej plantacji Polacy mieli pracować i mieszkać w fatalnych warunkach, zarabiając przy tym wielokrotnie mniej, niż im obiecywano, lub nie otrzymywać żadnych pieniędzy. Pracowników werbowano zamieszczając ogłoszenia m.in. w telegazecie oraz internecie. Pokrzywdzeni określają plantacje jako "włoski obóz pracy".

Sprawa ujrzała światło dzienne dzięki mężczyźnie z Nowej Soli (Lubuskie), który jako pierwszy opowiedział o swoich przeżyciach regionalnej gazecie. Konieczny dodał, że policjanci cały czas docierają do kolejnych pokrzywdzonych. Obecnie ustalono 91 takich osób.