"Nie jesteśmy od dawania komukolwiek przywilejów. I powiem wprost – ukraiński minister edukacji za to właśnie nam dziękuje (...) Za to, że się ukraińskimi dziećmi opiekujemy, ale nie wciągamy za uszy do naszego systemu edukacji" - stwierdził w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. "Ci młodzi ludzie są potrzebni Ukrainie, tamtejszym szkołom, oni muszą tam wrócić jak najliczniej, jeśli kraj ma się odbudowywać, rozwijać po wojnie" – tłumaczył.

"Nie jesteśmy od dawania komukolwiek przywilejów. I powiem wprost – ukraiński minister edukacji za to właśnie nam dziękuje (...) Za to, że się ukraińskimi dziećmi opiekujemy, ale nie wciągamy za uszy do naszego systemu edukacji" - stwierdził w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. "Ci młodzi ludzie są potrzebni Ukrainie, tamtejszym szkołom, oni muszą tam wrócić jak najliczniej, jeśli kraj ma się odbudowywać, rozwijać po wojnie" – tłumaczył.
Przemysław Czarnek /Rafał Guz /PAP

W rozmowie z “DGP" Przemysław Czarnek pytany był m.in. o wymóg, by ukraińscy uczniowie zdawali egzamin ósmoklasisty.

Nie muszą zdawać. Warunkiem ukończenia szkoły podstawowej jest samo przystąpienie do egzaminu. Podkreślałem to już wielokrotnie - mówił. Na uwagę, że są przepustką do szkół ponadpodstawowych, odparł: "Tak, jednak to nie my wywołaliśmy wojnę w Ukrainie, takie są czasy". Nie możemy zrównać dziecka, które nie zna języka, nie zna literatury polskiej z dzieckiem, które przez osiem lat chodziło do szkoły podstawowej i uczyło się w naszym systemie - przekonywał. Nie możemy tym pierwszym dać specjalnej przepustki do szkół średnich, bo byłoby to dyskryminacją naszych uczniów - ostrzegł.

Według Czarnka, gdyby ukraińskie dzieci zwolnić z egzaminu z języka polskiego, egzamin ósmoklasisty zdawałoby nie ok. 7 tys. osób, ale nawet 2-3 razy tyle. Zajmowaliby miejsca w najlepszych polskich liceach - podkreślał Czarnek. W jego ocenie, to "gotowa recepta na wybuch antyukraińskich nastrojów". 

"Inicjatywa jest po stronie Ukrainy"

Szef resortu edukacji i nauki był też pytany o możliwość zdalnego zdawania ukraińskiej matury przez uczniów z tego kraju, którzy przebywają w Polsce. Jesteśmy gotowi stworzyć sześć punktów w kraju, w oparciu o uczelnie wyższe, nie szkoły, w których taki egzamin mógłby się odbyć - stwierdził. Zwrócił uwagę, że jeśli matura w Ukrainie ma być organizowana na przełomie lipca i sierpnia, to szkoły w Polsce będą wtedy puste. Będzie więc kilka miejsc, gdzie zagwarantujemy sprzęt komputerowy, łącze i wyznaczymy osoby nadzorujące prawidłowy przebieg - zapowiedział Czarnek. 

Według Czarnka, w komisjach nadzorujących zdawanie ukraińskiej matury, mogą być np. osoby wyznaczone przez uczelnie. Ale strona ukraińska może też wskazać swoich nauczycieli, choćby spośród tych, którzy znaleźli się w Polsce po 24 lutego. Podkreślę: inicjatywa jest po stronie Ukrainy, my służymy pomocą czysto techniczną. Ta sytuacja nie wymaga żadnych zmian w krajowych przepisach, bo to nie my dopuszczamy do matury, nie my wystawiamy świadectwa, nie my działamy eksterytorialnie. My nic nie zmieniamy - zapewnił.

Według ministra, uczniów, którzy będą w ten sposób podejdą do matury, może być kilka tysięcy. Liczymy (...) opierając się na bazie PESEL, że w Polsce potencjalnych ukraińskich maturzystów jest w granicach kilku tysięcy, więc jest to liczba do udźwignięcia - podsumował Czarnek.

"Najchętniej doprowadziłbym do sytuacji, by do szkoły nie miała wstępu żadna organizacja pozarządowa"

Najchętniej doprowadziłbym do sytuacji, by do szkoły nie miała wstępu żadna organizacja pozarządowa - zadeklarował Przemysław Czarnek w rozmowie z “DGP". Szkoła jest miejscem pracy nauczyciela, a organizacja może się prezentować np. w lokalnym domu kultury - dodał.

Skoro mówimy o tym, że dzieci są przeładowane materiałami, to gdzie tu jeszcze miejsce na dodatkowe zajęcia? - pytał minister edukacji i nauki. Jak organy prowadzące, samorządy chcą wspierać organizacje, to niech je zaproszą gdzieś indziej - sugerował. Ale tego nie zrobią. Bo łatwiej jest wykorzystać fakt, że do szkoły dzieci przyjść muszą, a do domu kultury już nie - tłumaczył.

Nawiązując do prezydenckiego weta do zmian w Prawie oświatowym, minister stwierdził, że jest po wstępnym porozumieniu z Kancelarią Prezydenta, "by raz jeszcze wspólnie przejrzeć przepisy mówiące o tym, jakie wprowadzić zasady działania organizacji na terenie szkół". Chodzi o to, że wszyscy muszą wiedzieć, czego zajęcia dotyczą. Ma to wyglądać tak, że komplet informacji wpływa do kuratora, a on zamieszcza to na swojej stronie internetowej, by każdy mógł się z materiałami zapoznać - tłumaczył.

Według Czarnka, w nowym projekcie skrócone miałyby być terminy, jakie kurator miałby na wyrażenie ewentualnego sprzeciwu wobec organizacji takich zajęć. To były dwa miesiące i jestem w stanie zgodzić się, że to było za długo. Możemy przystać na miesiąc. Nie może być tak jak dotąd, że rodzice wyrażają zgodę na lekcje dodatkowe, nie mając pojęcia, co się tam odbywa - zauważył.