Policjanci zatrzymali 44-letnią mieszkankę wsi Plajny na Warmii oraz jej trzech znajomych. Kobieta tydzień temu spaliła w piecu zwłoki swojego dziecka. Twierdzi, że urodziło się martwe, gdy była w siódmym miesiącu ciąży. Jej 19-letnia córka, z którą rozmawiał reporter RMF FM, nie wierzy w tłumaczenie matki.

Sprawa wyszła na jaw, gdy kobietę odwiedził policjant. Wcześniej wiedział, że jest ona w ciąży i chciał sprawdzić, co dzieje się z dzieckiem. Wtedy kobieta opowiedziała, jak podczas alkoholowej libacji, w której uczestniczyło też jej trzech znajomych, wrzuciła zwłoki dziecka do pieca.

Amanda, 19-letnia córka kobiety, nie pamięta zbyt dużo z nocy, gdy doszło do zdarzenia. Podobnie jak matka i przebywający w domu znajomi była pijana. Poszła spać tuż po tym, jak matka powiedziała, że chyba zaczyna rodzić.

Następnego dnia rano 19-latka usłyszała od matki, że dziecko urodziło się martwe i że jego zwłoki zostały spalone w przydomowym piecu. Ale nie wierzy w tę wersję wydarzeń, bo od swojego wujka usłyszała, że dziecko urodziło się żywe.

"To dla nas szok" - mówią w rozmowie z reporterem RMF FM Andrzejem Piedziewiczem, mieszkańcy wsi Plajny. 44- letnia kobieta mieszkała z konkubentem i dwuletnią córką. Ma też inne dzieci, które trafiły do domów dziecka lub rodzin zastępczych. Część sąsiadów winą za to co się stało, obwinia konkubenta kobiety.

Prowadząca sprawę prokuratura w Braniewie nie wyklucza na tym etapie, że mogło dojść do morderstwa. Ale na razie nie postawiła nikomu żadnych zarzutów. Jutro prokuratura ma zdecydować co ze śledztwem w tej makabrycznej sprawie.