Czy to koniec jawności władz publicznych? Tak Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich ocenia wniosek, jaki 16 lutego Pierwsza Prezes SN Małgorzata Manowska złożyła do TK. Prof. Manowska pisze w nim o uznanie za niekonstytucyjne przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Eksperci alarmują, że to "krok do autorytaryzmu" i "zamach na jawność życia publicznego". "To prezent dla rządzącej większości" - ocenia Helsińska Fundacja Praw Człowieka. A my przypominamy, o których aferach nie wiedzielibyśmy, gdyby nie dostęp do informacji publicznej.

Organizacje zajmujące się jawnością życia publicznego biją na alarm. Chodzi o wniosek Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego, w którym domaga się ograniczenia dostępu do informacji publicznej. Wniosek ten może całkowicie zablokować - i tak trudny dostęp - dziennikarzy i obywateli do informacji o tym, co dzieje się choćby w spółkach Skarbu Państwa, powoływanych przez władzę instytutach czy działalności polityków.

Cytat

Jawność życia publicznego nie ma pierwszeństwa nad innymi prawami opisanymi w konstytucji, w tym prawa do prywatności czy ochrony danych osobowych
Prof. Manowska

Profesor Małgorzata Manowska chce uznania niekonstytucyjności części przepisów ustawy. Twierdzi między innymi, że znaczenie pojęć zawartych w ustawie o dostępie do informacji publicznej takich jak "władze publiczne", "inne podmioty wykonujące zadania publiczne" czy "osoby pełniące funkcje publiczne" nie jest odpowiednio zdefiniowane i konkretne. Przez co nie jest do końca jasne, kto i w jakim zakresie ma obowiązek udzielenia takiej informacji.

Próba zablokowania mediów. Co chcą ukryć rządzący?

Jednak zdaniem dziennikarzy i organizacji pozarządowych jest to próba zablokowania mediów. "To jest swoją drogą niesamowite, że to Sąd Najwyższy prosi TK, by w praktyce wyłączył informacje na temat działalności instytucji publicznych i osób, które działają za publiczne pieniądze. Ale jest. Kolejny zamach na jawność życia publicznego. I najbardziej groźny" - tak wniosek prof. Manowskiej ocenił Krzysztof Izdebski, członek zarządu i dyrektor programowy Fundacji ePaństwo.

"To kolejny w ostatnich dniach, po zmianach w kodeksie postępowania karnego oraz wprowadzeniu tajemnicy dyplomatycznej, zamach na podstawowe narzędzia obywatelskiej kontroli władz publicznych. (...) To prezent dla rządzącej większości i kolejny pretekst dla niej do zmniejszania przestrzeni dostępnej w Polsce dla społeczeństwa obywatelskiego" - pisze Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Tego byśmy się nie dowiedzieli!

To dzięki dostępowi do informacji publicznej między innymi dziennikarze RMF FM przez lata mogli przekazywać słuchaczom często niewygodne dla władzy wiadomości. Ich przykłady publikujemy poniżej, by uzmysłowić, ujawnienia jakich informacji boi się rząd. Dotyczą one nie tylko ludzi z kręgu Prawa i Sprawiedliwości, ale także tych będących dziś w opozycji.

Oto (i tak krótka) lista afer, spraw, o których nie dowiedzielibyście się, gdyby wprowadzono ograniczenie do informacji publicznej:

Pół miliona złotych odprawy

We wrześniu 2014 roku dziennikarz RMF FM Tomasz Skory donosił o odprawie dla Marii Wasiak po przejściu z PKP do rządu ówczesnej premier Ewy Kopacz. Była to potężna odprawa w wysokości - uwaga - 510 tysięcy złotych. Po nagłośnieniu przez nas tej sprawy w efekcie pieniądze te zostały przekazane na cele dobroczynne.

Afera madrycka

W listopadzie 2014 roku wychodzi na jaw "Afera madrycka". Tak okrzyknięto delegację służbową trzech ówczesnych posłów PiS: Adam Hofmana, Adama Rogackiego i Mariusza Antoniego Kamińskiego, którzy zdeklarowali w Kancelarii Sejmu podróż do Madrytu samochodami prywatnymi i w ten sposób rozliczyli pieniądze na benzynę, w rzeczywistości mieli już wtedy kupione bilety na samolot tanich linii lotniczych. 

Nasz reporter Tomasz Skory ujawnił przy okazji, że dwaj z nich nie miało wtedy w ogóle samochodu, a wynikało to z ich oświadczeń majątkowych. Potem okazało się, że takich delegacji "madryckiej trójki" było kilkadziesiąt: do Londynu, Paryża, Wilna, Tallina, Rzymu czy Kopenhagi.

Bilokacja Hofmana

W listopadzie 2014 roku dziennikarz RMF FM Tomasz Skory informował o wpadce, jaką zaliczył Adam Hofman, który "był jednocześnie w Warszawie i Londynie". To właśnie dzięki dostępowi do informacji publicznej mógł zajrzeć do danych na temat służbowych wyjazdów posłów, zamieszczonych na stronie Sejmu. 

Pokazały one jasno, że Hofman - wtedy poseł Prawa i Sprawiedliwości - musiał minąć się z prawdą opisując jedną ze swoich podróży. Według dokumentów, 23 maja 2013 roku poseł przebywał na posiedzeniu Komisji Kultury Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Londynie. Do stolicy Wielkiej Brytania miał pojechać samochodem, ale Kancelaria Sejmu wypłaciła mu równowartość biletu lotniczego do Londynu, czyli 2825 złotych. Tymczasem rzecznik PiS był wtedy w rzeczywistości w Warszawie, gdzie udzielał wywiadu w studio RMF FM.

Nagrody dla ministrów


W czerwcu 2018 roku dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski informował o 2 milionach złotych netto, wypłaconych rok wcześniej na nagrody w kancelarii prezydenta. Przy okazji - dzięki interpelacji poselskiej - opinia publiczna dowiedziała się o gigantycznych nagrodach ministrów za rok 2017, o których ówczesna premier Beata Szydło podczas wystąpienia w Sejmie mówiła, że te pieniądze im się po prostu należały.

Skandaliczne zaniedbanie KRS

W październiku 2018 roku dziennikarz RMF FM Tomasz Skory informował o skandalicznym zaniedbaniu KRS. Chodziło o kandydaturę Aleksandra Stępkowskiego na sędziego Sądu Najwyższego, która w ogóle nie powinna trafić na biurko prezydenta. Stępkowski miał wówczas dwa obywatelstwa: polskie i brytyjskie.

PFN i jacht za 900 tys. euro

W maju 2019 roku korespondent RMF FM w Waszyngtonie Paweł Żuchowski poinformował, że jacht "I love Poland", kupiony za 900 tysięcy euro, by promować nasz kraj z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, jest uszkodzony i nie weźmie udziału w prestiżowych regatach. Pieniądze na zakup jachtu pochodziły z Polskiej Fundacji Narodowej. 

Afera AirKuchciński


W sierpniu sierpień 2019 roku wyszło na jaw, że ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński latał z Warszawy do rodzinnego Podkarpacia rządowym gulfstremem i śmigłowcem Sokół. Na pokład zabierał podkarpackich polityków PiS, a także członków ich rodzin. Służba Ochrony Państwa nadawała tym lotom najwyższy status: HEAD. Afera w mediach społecznościowych została okrzyknięta "Aferą AirKuchiński", a opozycja nazwała Kuchcińskiego "szejkiem Podkarpacia". Efektem było złożenie przez niego rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu.

Miliony na kampanię "Sprawiedliwe sądy"

W czerwcu 2020 roku Polska Fundacja Narodowa ponownie znalazła się pod lupą śledczych. Chodziło o kampanię "Sprawiedliwe sądy". Kampania informacyjna przekonująca o potrzebie reformy sądownictwa kosztowała co najmniej 19 milionów złotych.

Kulisy dorabiania w nowej KRS

W grudniu 2020 dziennikarz RMF FM Patryk Michalski ujawnił, że 5 posiedzeń komisji bibliotecznej, która działa przy nowej Krajowej Radzie Sądownictwa, pozwoliło jej członkom zarobić 16 439 złotych. To więcej niż całoroczny budżet tej komisji na zakup nowych książek, który wynosi 15 tysięcy złotych. Wszystkie posiedzenia odbyły się poza obradami plenarnymi, dzięki czemu uczestnicy mogli pobierać dodatkowe diety. Podczas posiedzeń uczestnicy rekomendowali między innymi zakup dwóch książek autorstwa członka komisji Dariusza Drajewicza, który na dodatkowych posiedzeniach komisji zarobił w sumie 23 208 złotych. Komisja zdecydowała również, że w 2021 roku "należy zaopatrzyć księgozbiór m.in. w publikacje, których autorami są obecni członkowie Krajowej Rady Sądownictwa".

Także w grudniu 2020 roku dziennikarz RMF FM Patryk Michalski ujawnił kulisy dorabiania w nowej KRS. W pięć miesięcy niektórzy członkowie zarobili ponad 160 tysięcy złotych na procederze zwoływania dodatkowych posiedzeń komisji, które działają przy Radzie. Jeden z rekordzistów - Maciej Nawacki - wzbogacił się w ten sposób o 22 241 złotych. To on jako przewodniczący komisji do spraw ochrony danych osobowych najczęściej zwoływał spotkania, dzięki którym ich uczestnicy mogli sobie dorobić.


W tym samym miesiącu nasz dziennikarz informował o skali pandemicznego drenowania budżetu w nowej KRS. Niektórzy członkowie pobierali dodatkowe diety za pracę w komisjach działających przy KRS. Pięć z nich od lat zwoływano wyłącznie przy okazji posiedzeń plenarnych Rady, ale od lipca zaczęły obradować również w innych terminach. W czerwcu weszła bowiem w życie pandemiczna uchwała, która umożliwiła zdalne obrady. Jako pierwszy o sprawie poinformował "Dziennik Gazeta Prawna" - według informacji gazety od lipca odbyło się 18 dodatkowych posiedzeń różnych komisji, za które ich uczestnikom wypłacono ponad 120 tysięcy złotych. 


Jak ujawnia nasz dziennikarz Patryk Michalski, skala tego procederu jest jednak większa. W ciągu niespełna pięciu ostatnich miesięcy zwołano łącznie aż 26 posiedzeń komisji: bibliotecznej oraz ds. ochrony danych osobowych, reformy wymiaru sprawiedliwości, kontaktów międzynarodowych i etyki. To oznacza, że łączny koszt dodatkowych posiedzeń powinien być wyższy - ponad 160 000 złotych, jednak przewodniczący Leszek Mazur zablokował wypłatę 51 diet za 7 posiedzeń na łączną kwotę ponad 49 000 złotych.