Małgorzata Andrzejewska milczała przez rok od tragedii, bo uważała, że najważniejsze jest to, co w sercu, a nie to co przekazuje się w mediach. Słyszała jednak, co o katastrofie CASY i o pomocy rodzinom ofiar wypadku mówią byli przyjaciele jej zmarłego męża, gen. Andrzeja Andrzejewskiego, jednego z najbardziej znanych polskich pilotów. Przekroczeniem granicy był jednak dla niej telefon od gen. Andrezja Błasika - obecnie szefa polskich sił powietrznych. Dlatego zdecydowała się na rozmowę ze mną.

Rozmawialiśmy o liście do ministra Klicha, w którym dziękuje za to, że jako jeden z nielicznych starał się w pełni pomagać. O wciąż gorących wspomnieniach po kochanym mężu. O tym, co robi i co mówi wojsko o udzielanej pomocy. O mieszkaniu, które ma dostać od wojska w Poznaniu, gdzie mieszka jej rodzina, oddając to w Świdwinie, gdzie gen. Andrzejewski był dowódcą bazy. I o tym, że nie jest skłócona ze swoją córką, choć i takie głosy do niej docierają.