Rząd chce jeszcze w tym roku znowelizować kodeks pracy, a za dwa lata całkowicie go wymienić. Zmiany mają dostosować polskie prawo do unijnego. Propozycje z pewnością wywołają niejedną burzę i niejeden protest, bo są dość kontrowersyjne. Zmiany mają dotyczyć np. ograniczenia roli związków zawodowych. Dziś premier powoła komisję kodyfikacyjną, która będzie pracować nad nowym kodeksem.

Kodeks pracy zmieniany był już kilka miesięcy temu, teraz szykuje się kolejna nowelizacja, a potem jeszcze wymiana starego kodeksu na nowy. Zdrowy rozsądek podpowiadałby, aby wszystkich tych zmian dokonać razem. Niestety...

Na ostatnią nowelizację było polityczne zapotrzebowanie. Rząd chciał szybko zareagować, pokazać, że liberalizuje prawo pracy, wspiera przedsiębiorców i w ten sposób walczy z bezrobociem.

Krystyna Tokarska-Biernacik, wiceminister pracy, przyznaje, że celowo podzielono zmiany na dwa etapy, aby dyskusja miała charakter bardziej merytoryczny.

Najbliższa nowelizacja dostosowuje nasze prawo do unijnych dyrektyw. Oto najważniejsze zmiany: ci, którzy nie przepracowali jeszcze 10 lat dostaną 2 dni urlopu więcej. Duży nacisk będzie kładziony na czas pracy i należny odpoczynek. Uregulowana zostanie praca podejmowana przez dzieci. Co ważne dla kobiet, w nowelizacji znajdzie się paragraf o molestowaniu seksualnym. To zjawisko opisane będzie jako niepożądane, zabronione zachowanie o podłożu seksualnym, którego celem jest upokorzenie lub naruszenie godności.

Prawdziwa rewolucja czeka nas wtedy, gdy na dobre zaczną się prace nad nowelizacją całego kodeksu. Nowy ma być zdecydowanie bardziej liberalny, ma ułatwić życie pracodawców, ograniczyć rolę związków zawodowych, czyli ma odpowiadać nowym, rynkowym czasom.

15:45