Piłkarze Francji, którzy w niedzielnym finale mistrzostw świata w Moskwie pokonali Chorwację 4:2, wylądowali w Paryżu. Na lotnisku oprócz wielu kibiców przywitała ich minister sportu Laura Flessel, a strażacy salutowali im strumieniami wody.

Pierwszy samolot opuścił kapitan i bramkarz reprezentacji Hugo Lloris, który w rękach trzymał Puchar Świata. Za nim szli trener Didier Deschamps i prezes federacji Noel Le Graet.

Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że puchar jest aż tak ciężki. Przeszliśmy do historii, ale wciąż nie dociera do mnie co osiągnęliśmy. Chcieliśmy godnie reprezentować Francję, zadbać o jej dobry wizerunek. Mam nadzieję, że dzieci, które oglądały ten mecz kiedyś powtórzą nasze osiągnięcie - przyznał napastnik Antoine Griezmann.

Po krótkiej uroczystości na lotnisku bohaterowie ruszyli w podróż po mieście odkrytym autobusem. Na Polach Elizejskich oczekiwały na nich tysiące kibiców, którzy gromadzili się niemal od samego rana.

Jesteśmy bardzo dumni z tej drużyny. Po prostu musiałam tu przyjść, żeby zobaczyć ich oraz puchar - powiedziała jedna z fanek.

Po fecie zespół przyjął prezydent Francji Emmanuel Macron. Do ogrodów pałacu prezydenckiego zaproszono blisko 3000 osób, a wśród nich wielu młodych zawodników ze szkółek, jak ta w Bondy, w której karierę zaczynał Kylian Mbappe.

Piłkarze Francji mistrzostwo świata wywalczyli po raz drugi w historii. Poprzednio najlepsi byli w 1998 roku, kiedy turniej rozgrywano na ich terenie. Wówczas ich kapitanem był Deschamps. W niedzielę 49-latek został trzecią osobą, która w mundialu triumfowała jako zawodnik i trener; po Brazylijczyku Mario Zagallo i Niemcu Franzu Beckenbauerze.

(m)