Tylko 5% wszystkich dróg w Polsce to drogi krajowe i autostrady. I choć to po nich jeździ połowa samochodów, to większość Polaków korzysta z dróg lokalnych: wojewódzkich i powiatowych. W jakim są stanie? Odpowiedź jest prosta: nienajlepszym.

1. O drogi krajowe troszczy się Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad z wielomiliardowym budżetem. Za stan dróg wojewódzkich odpowiada 16 zarządów dróg wojewódzkich, które podlegają samorządom. Ich głównym problemem jest brak pieniędzy na remonty i inwestycje, ale nie tylko.

2. W wojewódzkich zarządach brakuje doświadczonej kadry, a to powoduje, że przygotowanie do budowy nowej trasy zamiast 6 czy 8 lat w przypadku dróg krajowych, w oddziałach wojewódzkich może trwać nawet lat 12.

3. Kolejny kłopot to brak koordynacji między 16 oddziałami dróg wojewódzkich a generalną dyrekcją, do czego przyznaje się jej szef Zbigniew Kotlarek. W efekcie zamiast połączyć jedną, równą trasą dwa miasta w ciągu dróg krajowej i wojewódzkiej, buduje się kilkukilometrowe fragmenty tras w różnych częściach województwa.

4. I jeszcze jeden problem. Pieniądze, które samorządy otrzymują w teorii na drogi, w praktyce można wydać na coś innego. Brakuje bowiem przepisów i mechanizmów, które powodowałyby "naznaczenie" tych pieniędzy.

Czy to się uda? Na razie prosty przykład z Małopolski. W tym województwie jest 890 km dróg krajowych, na które dyrekcja wydała w ubiegłym roku 1 miliard i 50 milionów złotych. Dróg wojewódzkich jest w Małopolsce prawie dwukrotnie więcej, bo ponad 1400 km, a zarząd dróg miał do dyspozycji jedynie... 200 milionów złotych. Efekty widać na co dzień. A właśnie po drogach wojewódzkich często jeżdżą przeładowane ciężarówki, które niszczą nawierzchnie w zastraszającym tempie. O możliwych rozwiązaniach i o tym co nas czeka w przyszłości rozmawiałem z uznanym specjalistą z dziedziny transportu, profesorem Wojciechem Suchorzewskim z Politechniki Warszawskiej. Profesor zwraca uwagę na problemy z przekazywaniem pieniędzy dla zarządów dróg wojewódzkich. Posłuchaj:

Faktycznie na co dzień musimy przeciskać się na wąskich wojewódzkich drogach między ciężarówkami, które przecież muszą dojechać do celu. Profesor Suchorzewski rysuje niezbyt szczęśliwą dla kierowców, ale chyba nieuchronna perpsektywę. Za kilkanaście, najwyżej 20 lat będziemy musieli płacić za wszystkie drogi, od razu po wyjechaniu z własnego podwórka. Posłuchaj:

Niestety, zapowiedzi profesora Suchorzewskiego kiedyś się spełnią. Elektroniczny system ułatwi pobieranie opłat za każdy przejechany kilometr. Będzimy płacić tym więcej, im ważniejszą trasą i bliżej komunikacyjnego szczytu będziemy podróżować. Niestety? A może na szczęście? Może wreszcie wtedy nie będzie brakowało pieniędzy na budowę i utrzymanie dróg? Złośliwi mówią, że samochodów i tak zawsze będzie przybywało szybciej niż nowych tras...