Karel Gott – najbardziej znany na świecie czeski piosenkarz – zmarł w wieku 80 lat. Artysta chorował na ostrą białaczkę. Wylansował dziesiątki przebojów, w większości z muzyką nieżyjącego już kompozytora Karela Svobody. Wśród nich były między innymi "Lady Carneval" z 1968 roku, "Paganini" (1975) oraz tytułowa piosenka z telewizyjnego serialu "Pszczółka Maja" (1980).

Karel Gott zmarł dziś krótko po północy po długiej i ciężkiej chorobie. W listopadzie ubiegłego roku stwierdzono u niego nowotworową chorobę węzłów chłonnych. W połowie września artysta oznajmił, że cierpi na ostrą białaczkę i jest leczony ambulatoryjnie.

W swoim kraju był nazywany Mistr, czyli Mistrz. Tak tytułowano wcześniej tylko reformatora Jana Husa.

Karel Gott urodził się w 1939 roku w Pilznie. Potem jego rodzice przeprowadzili się do Pragi.

Marzył o tym, żeby zostać malarzem. Ubiegał się o miejsce na Akademii Sztuki, ale nie dostał się na studia. Zrezygnowany poszedł do szkoły dla elektryków. Zaczął śpiewać mając 18 lat. Najpierw amatorsko w kawiarniach, a od roku 1959 w profesjonalnej orkiestrze Karela Krautgartnera. Rok później zaczął uczyć się śpiewu operowego w konserwatorium.

W 1963 roku ukazał się jego pierwszy singiel. Szybko stał się gwiazdą czechosłowackiej estrady. Cztery lata później zaczął śpiewać w Las Vegas. Stał się sensacją, a renomowany magazyn "Time Magazine" nazwał go "Sinatrą Wschodu" i "Złotym głosem z Pragi". Po powrocie do Europy piosenkarz Bloku Wschodniego miał już status gwiazdy Zachodu.

Po stłumieniu w 1968 roku Praskiej Wiosny dwukrotnie wyjeżdżał z kraju z zamiarem stałego wyemigrowania, na co się jednak nie zdecydował. W 1977 roku wraz z wieloma innymi artystami podpisał tak zwaną Antykartę - sporządzone z poduszczenia władz oświadczenie potępiające prodemokratycznych działaczy Karty 77. Twierdził później, że został do tego zmuszony tak jak wielu innych sygnatariuszy. Podpisanie Antykarty uznał za największy błąd swojego życia i przeprosił tych, w których była ona wymierzona.

Halinka Mlynkova wspomina go jako "cudownego, uroczego człowieka, który gromadził ludzi wokół siebie i był bardzo rodzinny". Miał fantastyczna energię - mówi piosenkarka w rozmowie z dziennikarką RMF FM Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą - Prywatnie to był fantastyczny człowiek, bardzo ciepły, który tryskał humorem, opowiadał kawały, człowiek się z nim nigdy nie nudził, on nigdy nie wprawiał nikogo w zakłopotanie. Uwielbiał towarzystwo, uwielbiał wychodzić.

Niedawno byliśmy na jego 80. urodzinach, które były tylko dla jego bliskiego grona. Zaproszenie przyszło ze strony Karela i jego żony. To było w takim pięknym teatrze na Jezerce, gdzie przyszedł absolutny top aktorów, wokalistów, jego najbliższych przyjaciół. Pamiętam, że cały ten wieczór Karel był na scenie, cały czas wstawał do każdego z ludzi, miał fantastyczną energię. Pamiętam, że tego wieczoru w ogóle nie chciała wziąć telefonu do ręki, ponieważ chciałam zapamiętać każdą sekundę tego wydarzenia. Wiedziałam, że coś takiego się już nigdy w życiu nie powtórzy, i wszyscy to mówili, że żaden z artystów nie jest w stanie zebrać tych ludzi wszystkich razem, żeby się spotkać i powspominać, spotkać się na scenie - podkreśliła Mlynkova.

Genialny człowiek, ogromny szacunek i wielkie współczucie dla rodziny, ponieważ tam są dwie małe dziewczynki - dodała.

Opracowanie: