Pracownicy Narodowego Banku Polskiego mogą liczyć na ogromne dodatki do pensji. Po pytaniach dziennikarzy NBP ujawnił, co składa się na bajecznie wysokie wynagrodzenia w banku. Według mediów, dwie najbliższe współpracowniczki prezesa banku Adama Glapińskiego zarabiają nawet 65 tysięcy złotych. Bank zaprzecza, ale równocześnie odmawia ujawnienia konkretnych zarobków.

Podczas zwołanej na dziś konferencji prasowej dotyczącej polityki kadrowej i płacowej NBP zastępca dyrektora departamentu kadr w banku ujawniła pakiet socjalny, na jaki mogą liczyć pracownicy. Lista jest imponująca. Okazuje się, że nie tylko samą pensją człowiek w NBP żyje.

Jest wynagrodzenie zasadnicze, jest premia, która jest ustalana kwartalnie, nagroda dyrektora, nagroda prezesa i fundusz nagród prezesa, becikowe - wyliczała wiceszefowa działu kadr w NBP Ewa Raczko.

I to nie koniec. Jest jeszcze bożonarodzeniowa karpiówka. Karpiówka to jest fundusz nagród prezesa. On bywa uruchamiany, jeżeli starcza, jeżeli są oszczędności funduszu wynagrodzeń - wyjaśniała.

To te wszystkie składniki pensji sprawiają, że - jak przekonywała dziennikarzy zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP - ciężko powiedzieć, kto ile faktycznie zarabia w Narodowym Banku Polskim. W ten sposób Raczko unikała odpowiedzi na pytania o zarobki "dwórek Glapińskiego". Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie rozpowszechnianego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wys. ok. 65 tys. zł bądź wyższej - zapewniała.

NBP nie ujawnia zarobków Martyny Wojciechowskiej

NBP z trzech powodów nie chce ujawnić zarobków Martyny Wojciechowskiej, która według mediów miałaby zarabiać 65 tys. złotych. Po pierwsze tajemnica. Po drugie komfort pracowników NBP. Po trzecie nieprzygotowanie dyrektorki działu kadr Ewy Raczko. Jak stwierdziła z rozbrajającą szczerością: miesięcznego wynagrodzenia pani dyrektor Martyny Wojciechowskiej nie poda, bo nie przygotowane jest w oświadczeniu.

Opozycja: To nie jest prywatny bank Adama Glapińskiego

Opozycja jest oburzona konferencją w sprawie zarobków w NBP. Zapowiada przygotowanie projektu ustawy, który ma wyjąć zarobki dyrektorów NBP "ze strefy mroku".

Będzie przyjęta ustawa, która pokaże nie tylko zarobki prezesa Narodowego Banku Polskiego, ale też wszystkich innych jego współpracowników - mówił szef klubu PO Sławomir Neumann. To jest publiczna instytucja, a jej prezes jest publicznym funkcjonariuszem państwa polskiego. To nie jest prywatny bank Prawa i Sprawiedliwość ani Adama Glapińskiego - powiedział Sławomir Neuman z PO.

Mazurek: Nie jestem usatysfakcjonowana wyjaśnieniami NBP

Co ciekawe, partia rządząca poprze projekt, jeżeli nie będzie zastrzeżeń formalno-prawnych. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek zasugerowała, że jeżeli nie będzie błędów w projekcie, to posłowie PiS "z pewnością" zagłosują za, bo jej zdaniem projekt proponowany przez opozycję może rozwiązać problem i przeciąć spekulacje na temat wynagrodzeń.

Mazurek powiedziała dziennikarzom w Sejmie, że nie jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami Narodowego Banku Polskiego w sprawie wysokości zarobków. Jak dodała, środowa konferencja NBP nie wyczerpuje tematu.

Burza o zarobki "dwórek Glapińskiego"

Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracowniczkach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł.

Z kolei według ustaleń portalu OKO.press, szefowa departamentu komunikacji i promocji NBP może zarabiać znacznie więcej. Martyna Wojciechowska ma bowiem dostawać też 11 tysięcy złotych miesięcznie z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, dokąd posłał ją prezes banku centralnego Adam Glapiński.

Wraz z medialnymi informacjami na temat pensji Martyny Wojciechowskiej na Twitterze pojawiły się zestawienia zarobków światowych przywódców. Okazuje się, że dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP zarabia więcej niż premier Wielkiej Brytanii czy prezydenci Francji i Rosji. Gazeta.pl, powołując się na dane udostępnione na portalu Ig.com, pisze, że Theresa May i Emmanuel Macron zarabiają rocznie równowartość ok. 800 tys. zł. Pensja prezydenta Rosji Władimira Putina to "zaledwie" równowartość ok. pół miliona złotych.