​Inflacja w Stanach Zjednoczonych w sierpniu była nieco niższa od oczekiwań, a tempo wzrostu cen było najniższe od sześciu miesięcy. Eksperci wskazują, że może to oznaczać, że szczyt inflacji w kraju został już osiągnięty, jednak może przez dłuższy czas być ona podwyższona.

Inflacja w USA w sierpniu wyniosła 5,3 proc. w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku. To nieco mniej niż lipcowy wynik, kiedy odnotowano roczny wzrost o 5,4 proc.

W ciągu miesiąca ceny wzrosły o 0,3 proc. Był to najniższy miesięczny wzrost od stycznia.

Sierpniowa inflacja bazowa, a więc po wyłączeniu cen żywności oraz energii, wyniosła 4 proc. (w lipcu było to 4,3 proc.).

Jak zwraca uwagę Departament Pracy, największy wpływ na inflację miały zwłaszcza drożejące paliwa. Benzyna jest o 42,7 proc. droższa niż przed rokiem, a olej napędowy - 33,2 proc. droższy. Więcej Amerykanie płacą także za gaz ziemny (21,1 proc.) oraz energię elektryczną (5,2 proc.).

Rosną także ceny żywności, która jest o 3,7 proc. droższa niż w sierpniu 2020 roku.

Wciąż znaczącym czynnikiem podbijającym inflację są ceny używanych samochodów. Choć w sierpniu staniały one o 1,5 proc., to w porównaniu z zeszłym rokiem takie auta są droższe o 31,9 proc. Jest to związane m.in. z problemami z produkcją nowych samochodów. Ponieważ maszyn było mniej na rynku, to konsumenci oraz firmy wykupywali starsze auta.

Inflacja wciąż przekracza 2-procentowy cel Rezerwy Federalnej. Jej szef Jerome Powell przekonuje jednak od wielu miesięcy, że obecna inflacja jest przejściowa. Wzrost inflacji dotyczy jak na razie głównie wąskiej grupy towarów i usług, które zostały bezpośrednio dotknięte przez pandemię i ponowne otwarcie gospodarki - mówił. Jej sierpniowe wyhamowanie dostarcza mu argumentów do tej tezy.