Polscy energetycy są zdziwieni wypowiedziami premier Ewy Kopacz ws. atomu. "Nie dostaliśmy żadnego polecenia przerwania prac" - mówią nieoficjalnie dziennikarzowi RMF FM Krzysztofowi Berendzie. Poruszenie wywołały słowa szefowej rządu, która stwierdziła m.in., że "bezpieczeństwo energetyczne Polski opiera się na węglu", a planowana w Polsce elektrownia jądrowa ma być jedynie uzupełnieniem energii z węgla.

Polscy energetycy są zdziwieni wypowiedziami premier Ewy Kopacz ws. atomu. "Nie dostaliśmy żadnego polecenia przerwania prac" - mówią nieoficjalnie dziennikarzowi RMF FM Krzysztofowi Berendzie. Poruszenie wywołały słowa szefowej rządu, która stwierdziła m.in., że "bezpieczeństwo energetyczne Polski opiera się na węglu", a planowana w Polsce elektrownia jądrowa ma być jedynie uzupełnieniem energii z węgla.
Premier Ewa Kopacz /Grzegorz Michałowski /PAP

Pytania o to, czy rząd rezygnuje z programu budowy elektrowni atomowej, pojawiły się po niedzielnej wypowiedzi Ewy Kopacz, która stwierdziła: W przeciwieństwie do moich oponentów politycznych ja nie mam w tyle głowy po cichu budowania elektrowni atomowych. Ja wprost na każdym spotkaniu, wtedy, kiedy pytali mnie moi koledzy w Europie, niekoniecznie przychylni węglowi kamiennemu, twardo powtarzałam: bezpieczeństwo energetyczne Polski oparte jest na naszych naturalnych surowcach, a więc i węglu brunatnym, i węglu kamiennym, stąd nasze działania (...).

W poniedziałek Kopacz, pytana przez dziennikarzy, czy rząd zaniechał planu budowy elektrowni atomowej, zapewniła, że program energetyki jądrowej będzie tworzony, ale - jak stwierdziła - "dziś powinniśmy poradzić sobie z tym, co jest podstawą bezpieczeństwa energetycznego". My dzisiaj reformujemy cały system kopalń - podkreślała.

Od początku mówię: bezpieczeństwo energetyczne Polski opiera się na węglu. Każdy kraj, który bardzo szeroko myśli o bezpieczeństwie energetycznym, myśli również o alternatywnych źródłach. Takimi źródłami są odnawialne źródła energii, ale również elektrownia atomowa. Dla mnie priorytetem jest oprzeć bezpieczeństwo Polski na polskim węglu - mówiła szefowa rządu.

Do jej słów odniosła się kandydatka PiS na premiera Beata Szydło, która podkreśliła, że na program energetyki jądrowej wydano dotąd kilkaset milionów złotych. Zaznaczyła również, że oczekuje na rozliczenie tego projektu.

W 2014 roku została rozpoczęta realizacja tego projektu, został powołany zarząd. Prominentni politycy PO na czele z byłym ministrem skarbu Aleksandrem Gradem rozpoczęli nad tym pracę, rozpoczęli pobieranie bardzo pokaźnych pensji za realizację tego programu - stwierdziła.

Na program atomowy zostały wydane publiczne pieniądze, bardzo duże. Jeżeli dzisiaj premier polskiego rządu w historycznej wypowiedzi mówi, że ona nie będzie realizować tego projektu, (...) to pytam: gdzie są te pieniądze i na co je wydano. Czy marnotrawstwo ponad 100 milionów złotych może ot tak, po prostu być realizowane przez polski rząd? - mówiła Szydło.

Do tej pory - jak przypomina nasz dziennikarz Krzysztof Berenda - inwestycja w atom pochłonęła już ponad 182 miliony złotych. Na tę kwotę składają się przede wszystkim wynagrodzenia dla pracowników państwowej Polskiej Grupy Energetycznej i jej spółek-córek. Pensje dla osób, które w ramach PGE pilotują program atomowy, pochłonęły już co najmniej 35 milionów złotych. Reszta poszła głównie na prace projektowe.

Dotychczasowe wydatki to jednak i tak niewiele, bo łączny koszt budowy elektrowni atomowej ma wynieść od 40 do nawet 60 miliardów złotych.

Jak komentuje Krzysztof Berenda, byłoby dobrze, gdyby rządzący zdecydowali się w końcu, czy chcą te pieniądze wydać czy nie - a na razie jest z tym problem. Ostatnie doniesienia mówią o opóźnieniu uruchamiania pierwsza polskiej elektrowni jądrowej - z oficjalnej daty 2025 do 2031 roku.

(edbie)