„Czekamy na stosowne rozporządzenia, które pozwolą na dzielność hotelarską i około hotelarską” – mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM burmistrz Świeradowa-Zdroju. „Schowki na narty połączone z noclegiem, kwiaciarnie na stokach - te pomysły to objaw desperacji przedsiębiorców. Przy pierwszym lockdownie pomoc rządu była trafiona, jednak teraz tarcze omijają tych najmniejszych” - mówi Roland Marciniak.

Nikt z nich [przedsiębiorców przyp. RMF FM] nie idzie protestować tylko dlatego, że nie podoba im się władza. Druga tarcza wielu z nich omijają, szczególnie tych najmniejszych. Dlatego wymyślają takie rzeczy - ze strachu przed biedą, która im zagląda w oczy - tłumaczył gość Marcina Zaborskiego.

Dla nas taki stok narciarski, to jak morze dla przedsiębiorców nad Bałtykiem.  To tak, jakby zamknąć plażę. Teraz, kiedy powinniśmy mieć żniwa, nie mamy w ogóle dochodów - mówił burmistrz Świeradowa-Zdroju, komentując sytuację górskich gmin, które - przez wprowadzone obostrzenia - zostały pozbawione możliwości zarobkowania podczas zimowych ferii.  

Nie próbujemy znaleźć różnicy między hotelu na Mazurach, a tym w  Świeradowie. Mówimy o skali, to są tysiące miejsc noclegowych, które są zamknięte. W Świeradowie-Zdroju 3 z 4 tys. mieszkańców żyje z turystyki - tłumaczył, odpowiadając na zarzuty, że - po przyznaniu pomocy rządowej dla górskich gmin - samorządy na południu Polski są specjalnie traktowane, mimo że np. pomorskie samorządy również upominają się o rządową pomoc. 

Marciniak ubolewał nad tym, że mimo że dzięki sprzyjającej pogodzie okoliczne miejscowości turystyczne przeżywały w miniony weekend oblężenie, to lokalni przedsiębiorcy nie mogli na tym skorzystać. Miasta nasze przeżywały oblężenie w ostatni weekend, korki na drogach. Dziesiątki tysięcy osób, ale nic nie mogli kupić, zjeść, przyjechali i pojechali - relacjonował i jak dodał, w Świeradowie-Zdroju regularnie policja wraz z inspektorami sanepidu kontrolują miejsca noclegowe.

Marciniak: Mniejsze firmy nie przetrwają dłużej niż tydzień, dwa

Te większe firmy dostały wsparcie z PFR-u. Te mniejsze niestety nie przetrwają dłużej niż tydzień, dwa. I oni są najbardziej oburzeni - mówił Roland Marciniak w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Według burmistrza Świeradowa-Zdroju, większość mieszkańców miasteczka żyje z turystyki. Dzięki turystyce żyje około 3 tysięcy osób w 4-tysięcznym mieście. Wiele osób z sąsiednich gmin pracuje u nas. 430 przedsiębiorców mamy zarejestrowanych, z tego 390 to są wybitnie przedsiębiorcy związani z branżą turystyczną i okołoturystyczną.

Marcin Zaborski zapytał swojego gościa także o to, czy w Świeradowie-Zdroju wzrosła liczba podopiecznych ośrodka pomocy społecznej.  Takiego drastycznego wzrostu nie ma. To będzie ostatnia fala. Jeżeli u nas się pojawią ludzie w ośrodku pomocy społecznej, to już będzie po wszystkim. Ale zauważyliśmy zwiększone kradzieże w marketach spożywczych. I to wiem z osobistych rozmów z kierownikami marketów. Tego nie było wcześniej. Więc widać, że poziom biedy się zwiększa - odpowiedział burmistrz.

Marciniak zwrócił też uwagę, że nie wszystkie z gmin zakwalifikowanych jako górskie powinny otrzymać wsparcie Wydaje nam się, że minister stosował wskaźnik GUS-u. A tam jest podział, który mówi, że gmina traktowana jest jako górska, gdy ma na swoim terenie wzniesienia powyżej 500 m n.p.m. (...) Wiele z tych gmin nie ma w ogóle nic wspólnego z turystyką - mówił Marciniak.

Przeczytaj całość rozmowy:

Marcin Zaborski, RMF FM: Panie burmistrzu, można gdzieś teraz w Świeradowie-Zdroju wynająć taki schowek na narty, z łóżkiem i łazienką? Albo jakieś miejsce parkingowe z noclegiem? Tak dla szwagra pytam.

Roland Marciniak: No niestety nie można.

Nie pomoże pan?

Nie pomogę, bo wszyscy wierzymy w tego koronawirusa. Choć oczekujemy stosownych rozporządzeń dotyczących odmrażania branży turystycznej, okołoturystycznej, tak, żebyśmy mogli przeżyć jako ludzie, przedsiębiorcy, pracownicy i mieszkańcy.

Tak, ale czytam pan pewnie też czyta, że tu i tam można np. wybrać się na szkolenie z poczęstunkiem i chodzi o to, żeby restaurację po prostu działały, mimo zakazów. Rozumiem, że ktoś, kto to robi nie może liczyć na oklaski od pana, na uścisk dłoni burmistrza, i order?

Panie redaktorze, te wszystkie pomysły na schowki, na kwiaciarnie na stokach czy na lodowiskach to jest tylko i włącznie objaw ogromnej desperacji i niemocy tych przedsiębiorców, którzy nie mogą sobie poradzić z tą biedą, która przed nimi stoi. Trzeba zauważyć, że nikt z nich nie chce stawiać się rządowi czy protestować tylko dlatego, że nie lubi władzy. Bo przy pierwszym lockdownie ta pomoc była trafiona i proszę zauważyć - nikt nie protestował, nikt nie groził otwarciem swojego przedsiębiorstwa. Teraz, przy drugim lockdownie te tarcze, które są kierowane do przedsiębiorców, wielu z nich omijają. Szczególnie tych najmniejszych w naszych miejscowościach, takich jak Świeradów-Zdrój. I ludzie z desperacji po prostu i ze strachu przed tą biedą, która im zagląda w oczy, bo to się naprawdę dzieje, wymyślają takie różne rzeczy, żeby obejść prawo. Dla mnie to jest smutne.

No i mieszkańcy Karpacza np. chcą zorganizować referendum w sprawie tych wszystkich obostrzeń. I proponują takie pytanie: "Czy zgadzasz się na respektowanie nakazów, zakazów i ograniczeń praw i wolności obywatelskich, wprowadzonych wbrew ustawom i konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej poprzez rozporządzenia rady ministrów w związku ze stanem epidemii." Czy pan jako burmistrz zgodziłby się na takie referendum? Zorganizowałby pan referendum z takim pytaniem?

Takie referendum, moim zdaniem, z mocy prawa nie będzie skuteczne. Ale takie referendum jest takim przeglądem nastrojów przedsiębiorców, którzy znaleźli sobie takie narzędzie, żeby w sposób prawny, bo początek tego referendum jest legalny - oni zbierają podpisy, złożą za chwilę do rady miasta w Karpaczu odpowiednią petycję w tej sprawie z kompletem dokumentów. Moim zdaniem finału nie będzie z tego referendum, ale oni pokazują, jak wiele osób po prostu boi się o swoje jutro i wszyscy oni oczekują wsparcia rządowego, tej solidarności społecznej. Bo my naprawdę na południu, teraz, kiedy powinniśmy mieć żniwa, cierpimy poważne problemy finansowe i cierpimy po prostu, słowo może wydawać się komuś wyświechtane, ale biedę.

No tak, ale słyszy pan lidera "góralskiego weta", czyli tego środowiska, które się skrzyknęło i mówi: "będziemy wszystko otwierać, nie interesują nas zakazy, my chcemy normalnie żyć". Popiera pan to góralskie weto?

Popieram, proszę pana, tę sytuację i my, jako samorządowcy, bo to są nasi przedsiębiorcy, mieszkańcy i wyborcy.

"Popieram tę sytuację". Co to znaczy? Popiera pan pomysł otwierania restauracji, otwierania hoteli, mimo zakazów?

Nie popieram. Uważam, że da się to rozwiązać w inny sposób. Dlatego że jednak walczymy wszyscy z pandemią, ale nie możemy o nikim zapomnieć.

Ale jak da się to rozwiązać w inny sposób, panie burmistrzu? Słyszy pan ministrów z rządu, którzy mówią: "Cierpliwości. Jeszcze raz cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości potrzeba, to musi potrwać co najmniej jeszcze tygodnie".

Panie redaktorze, świetnie. Tylko jutro trzeba zjeść śniadanie, trzeba żyć jak normalny człowiek, przynajmniej w jakiś sposób godnie. A bez jakichkolwiek dochodów to jest niemożliwe. I ta desperacja spowodowała to, że powstały takie inicjatywy jak "góralskie weto", "bałtyckie weto", referendum w Karpaczu. Ci ludzie po prostu szukają rozmowy i wsparcia. Ja ich popieram w tym względzie, że trzeba z nimi rozmawiać.

Rozmową ich pan nie nakarmi. Nie da pan im śniadania tą rozmową, panie burmistrzu, z całym szacunkiem.

Dlatego też my, jako nieformalne porozumienie gmin górskich, próbujemy rozmawiać z ministerstwem rozwoju, rozmawialiśmy z wicepremierem Jarosławem Gowinem o tym, żeby skorygować pewne pakiety pomocowe dla przedsiębiorców.

Rozmawialiście i wcześniej słyszałem np. od burmistrza Zakopanego, że wysłaliście mu różne pomysły i żadnej odpowiedzi nie dostaliście.

Nie, dostaliśmy. Tutaj też nie można powiedzieć, bo jednak teraz ten miliard dla gmin górskich. Mam nadzieję, że będzie uszczegółowienie tego programu, czyli dowiemy się o szczegółach, w jaki sposób będziemy mogli wesprzeć poprzez zwalnianie z podatku naszych przedsiębiorców - podatku od nieruchomości, tego lokalnego, przy wsparciu 80-proc. z budżetu państwa. To jest program dla przedsiębiorców.

A propos tego miliarda złotych dla górskich gmin. Nie wiem, czy pan wie, ale otworzyliście chyba puszkę Pandory, bo samorządowcy i przedsiębiorcy z różnych miejsc w Polsce się odzywają. I mówią tak: "zaraz, zaraz, my też mamy beznadziejne ferie, nie tylko w góry przecież ludzie jeżdżą. Do nas też nie przyjechali, tracimy, my też powinniśmy dostać takie pieniądze".

Tylko że proszę pamiętać, dla nas taki stok narciarski to jest jak morze dla przedsiębiorców nad Bałtykiem. I zamknięcie stoków narciarskich i hoteli to tak jakby zamknięcie całej plaży nad morzem. I dzisiaj kiedy my powinniśmy mieć żniwa, nie zarabiamy ani złotówki, nasi przedsiębiorcy. Wielu z nich jest pominiętych przez różne tarcze.

I na Mazurach odzywają się przedsiębiorcy i samorządowcy. Mówią - u nas jest fatalnie. Nie wiem, czy tak bardzo w górach, ale wyliczają straty. Straty hoteli sięgają 70 proc. przychodów, a gastronomii 50 proc. Hotele, obiekty hotelowe są pozamykane od wielu, wielu miesięcy, z małą tylko przerwą.

Oczywiście, ma pan rację. Tutaj my nie próbujemy znaleźć różnicy między hotelem na Mazurach, a w Świeradowie-Zdroju. Tylko proszę pamiętać, że w takim Świeradowie-Zdroju na 430 firm zarejestrowanych 390 nie pracuje. Tu chodzi o efekt skali, że my nie mówimy o czterech hotelach w mieście, tylko mówimy o setkach, a w skali całej południowej Polski to są tysiące miejsc noclegowych, które są zamknięte. I ci przedsiębiorcy stanowią od 80 do 90 proc. przedsiębiorców danej gminy.

No i patrzę, co się dzieje na południu, czytam gazety. Np. "Dziennik Zachodni" pisał kilka dni temu, że mimo zamkniętych stoków narciarskich Beskidy przeżywają oblężenie turystów. Są znakomite warunki zimowe i wiele osób skusiło się do spędzenia weekendu właśnie w górach. Jak to wygląda w Świeradowie?

No i to jest dla nas bardzo smutne i zatrważające, że miasta nasze w ten weekend ostatni przeżywały oblężenia, korki na drogach.

Smutne, że przyjechali do was ludzie?

Przyjechali do nas ludzie, naprawdę w dziesiątkach tysięcy osób, z sankami, różnymi innymi urządzeniami do zjeżdżania na górkach. Mamy przepiękną zimę, ale oni nic nie mogli kupić, nic nie mogli zjeść. Przyjechali, zrobili tłok w mieście i pojechali.

A kontrolę tego, co się dzieje w hotelach, w pensjonatach, w restauracjach są u was?

Tak, są. Policja wraz z pracownikami sanepidu systematycznie kontroluje obiekty hotelowe, gastronomiczne na terenie Świeradowa-Zdroju.